Są rzeczy, które wydają się dla nas oczywiste. Ziemia krąży wokół Słońca, 24 grudnia zasiadamy do Wigilijnego stołu, a futbol to taki sport, w którym 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy.
W piłkarskim świecie są też takie reprezentacje, które praktycznie od zawsze możemy uznawać jako faworytów do trofeów. To właśnie wspomniani Niemcy, Hiszpanie, Brazylijczycy, Anglicy, czy też Włosi. To w ich kierunku patrzymy oczekując gry na najwyższym możliwym poziomie. Z tego wszystkiego wyłamali się ostatnio ci ostatni. Ogromna sensacja stała się faktem i zawodnicy z Półwyspu Apenińskiego nie zabukują biletów na przyszłoroczne Mistrzostwa Świata. No, chyba, że w roli kibiców i obserwatorów. To przykre, kiedy w tak negatywnym kontekście mówimy o jednej z najbardziej utytułowanych drużyn w historii reprezentacyjnej piłki. Ale wszystko załatwili sobie na właśnie życzenie, bo o ile z piłką klubową we Włoszech dzieje się coraz lepiej i po latach zapaści oraz bycia na skraju upadku, wszystko wraca powoli do normy, to gra reprezentacji południowców w ostatnich latach to istna sinusoida. A teraz możemy mówić wręcz o wpadnięciu do Rowu Mariańskiego piłki nożnej. Bo tylko tak można nazwać brak awansu Włochów do światowego czempionatu. Kompletnie to dla mnie niezrozumiałe, biorąc pod uwagę potencjał, jakim dysponuje reprezentacja Włoch. Ale nawet wirtuozi nie zagrają na miarę własnych umiejętności bez odpowiedniego stratega i wodza, który pokieruje nimi z ławki rezerwowych.
Kiedy Giampiero Ventura obejmował stanowisko selekcjonera Squadra Azzura przyjąłem ten fakt z lekkim niepokojem, ale i z nadzieją, że stanie się tak jak w przypadku Adama Nawałki, który również bez wielkich sukcesów w swoim CV obejmował reprezentację Polski by ostatecznie wznieść ją na wyższy poziom. Miałem nadzieję, że tak samo 68-letni wtedy Włoch wszystko poukłada i będzie kontynuował dobrą robotę, którą wykonywał Antonio Conte. Obawy niestety się potwierdziły i powiedzieć, że Ventura rozczarował to tak jakby się nie odezwać.
To nie rozczarowanie, to klęska, kompromitacja, dramat, żenada etc.
Jednym z czynników takiego stanu rzeczy były decyzje kadrowe trenera. Zdecydowanie nie potrafił wykorzystać potencjału swoich graczy. No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że w barażowych bojach postawił na Gabbiadiniego, czy Darmiana, a zostawił na ławce Insigne, który razem z liderującym w lidze Napoli jest w niesamowitym gazie. Ustawienie zawodników w formacji 3-5-2, tak dobrze znanej przecież na Półwyspie Apenińskim również minęło się z celem. No cóż, taki widocznie był pomysł na to wszystko selekcjonera. A to, że kompletnie nietrafiony widzimy teraz i zobaczymy podczas losowania grup Mistrzostw Świata, gdzie na próżno będzie szukać Włochów.
Na najważniejszej piłkarskiej imprezie na świecie Włochów nie ujrzymy po raz pierwszy od 1958 roku, a mówimy tu przecież o czterokrotnych zdobywcach tytułu.
Teraz dla Włochów nastał czas detoksu i wielkiego Katharsis. Przede wszystkim muszą zmienić głównego kapitana na tym zatopionym aktualnie okręcie. Być może powrót Conte byłby dobrym bodźcem do podniesienia się z marazmu? Obecny opiekun Chelsea nie do końca dobrze dogaduje się ze wszystkimi w Londynie i może to on powróciłby do ojczyzny by ratować narodową drużynę. Jeśli nie on, to kto? Dzisiejsze wydanie gazety La Stampa mówi o Carlo Ancelottim, który niedawno został zwolniony z Bayernu, a także doskonale znanym nam z występów w Interze Luigim Di Biagio, który steruje młodzieżową kadrą Azzurrich. Ktokolwiek zostanie nowym selekcjonerem, gorzej niż za Ventury chyba być nie może.
Życzę sobie i wszystkim innym wielkiego powrotu Włochów do czołówki światowej piłki. Bo mimo wszystko, silna włoska reprezentacja to zawsze gwarancja dobrego poziomu i ciekawych spotkań. Teraz, szczególnie dla nas jako kibiców Calcio, nastał wielki ból i smutek. Ale to chwilowe i z wielką nadzieją patrzę w przyszłość i eliminacje do Mistrzostw Europy 2020. Szkoda jednak w tym wszystkim Buffona, który w wielkim stylu i trofeum zdobytym z reprezentacją chciał pożegnać się z piłką w podczas czempionatu w Rosji. Tak się jednak nie stanie i tego legendarnego bramkarza na wielkiej reprezentacyjnej imprezie już nie zobaczymy. Tak samo jak innych zawodników, którzy po przegranych barażach pożegnali się z reprezentacją, jak De Rossi, Barzagli, czy Chiellini. Szkoda, ale pozostaje tylko powiedzieć: Arrivederci Italia. Mam nadzieję, że tylko na chwilę.
Komentarze (22)
Nie pamiętam takiej imprezy bez Włochów, ba nawet mój ojciec nie pamięta. Mimo wszelkich klubowych animozji - pękało patrząc na zapłakanego Buffona. Arrivederci Gigi!
Prawda jest też taka, że zawalili pierwszy mecz.
Grupę mieli trudną, bo oddać 1 miejsce Hiszpanii musi/powinien każdy. W barażach też trafili najtrudniej, ale mimo wszystko do 95min wierzyłem w awans.
Ventura - trener nie trafiony, to prawda, ale opiszę po swojemu wczorajszy mecz.
Nie zgodzę się z autorem, że Insigne byłby zbawieniem, bo niebyłby. On gra z Ghoulamem w Napoli na obieg w ciemno, z kim tak grałby w reprze? obiegałby Chiellini? no bo pewnie Ventura postawiłby na Insigne zamiast Darmiana.
Zresztą nie wierzę, żeby rogale liliputa z Neapolu minęłyby 4metrowych Szwedów.
Podobał mi się Jorginho, fakt że tylko w I połowie, trener Szwedów jego bał się najbardziej, więc w II połowie, kazał odciąć od rozrzucania. I tu jest wg mnie błąd Ventury, bo skoro odcięli Szwedzi Jorginho powinien trener Italii wprowadzić kogoś do pomocy, albo kazać Parolo i Florenziemu grać bliżej środka, a nie w polu karnym rywali.
Właśnie ustawienie Parolo i Florenziego (choć ten akurat szansę na bramki miał) jest dla mnie niezrozumiałe. Pchali się na siłe w pole karne, gdzie jeszcze przecież oprócz Immobile stał Gabbiadini.
Sam pomysł z Gabbiadinim wydawał mi się sensowny, z jednej strony wrzucający Candreva z drugiej schodzący na lewą Gabbia. Gdyby dobrze współpracowali, byłoby dobrze. Ale nie współpracowali :/
Zmiany: Belotti i Berna też jakieś bezsensowne.
Generalnie jakoś bardzo źle ta gra nie wyglądała, było nerwowo (stawka spotkania) i niedokładnie (zwykle piłka po główce Paroli idzie w światło bramki). Brakowało tego, co widzimy co tydzień w drużynie Łysolka z Interu = Dyscypliny.
Skoro nie szły wrzutki, trzeba było grać bezpośrednio, krótko, szybko, a Włosi na chama grali jeszcze wiecej wrzutek (plus Bonucci w polu karnym).
Mimo wszystko podobał mi się: Immobile (bo dużo widzi, szkoda ten sam na sam z I połowy), Jorginho (tylko w I połowie), Candreva (bo walczył, kombinował - raz rzucał w poprzek, raz na 16tkę, raz na bramkarza), Chiellini (tylko 1 błąd, przy wyjściu Włochów) i trochę Darmian.
Nie podobał mi się: Parolo (grał za głęboko), Gabbiadini (to samo), Bonucci i mimo wszystko Florenzi.
Pozdr.