Pracuje jako kierownik. Prowadzę niewielką poradnię psychologiczno-pedagogiczną. Pierwsze wyobrażenie laika o takim miejscu to „miejsce dla obłąkanych”. W dużej mierze poradnia boryka się właśnie z takimi pacjentami, ale nie tylko. Przychodzą tutaj dzieci z wadą wymowy, zaburzeniami rozwoju typu zespół Aspergera czy autyzm.
Mam pod sobą niewielki, 6 – osobowy zespół. Styczeń każdego roku w mojej firmie to czas podsumowań. Z właścicielem oraz dyrektorem poradni rozmawiamy o obrotach i sposobach ich zwiększenia. Zastanawiamy się co zrobić, aby przyciągnąć klienta i jakimi środkami trafić w naszą grupę docelową. Natomiast jako kierownik mój zespół muszę ocenić.
Krytykowanie i potępianie moich pracowników sprawiłoby mi duży problem. Dlaczego? Ponieważ wychodzę z założenia, ze krytykowaniem innych nie zmienię nikogo, natomiast spowoduje trwałą urazę. Człowiek z reguły nienawidzi potępienia. Z reguły rani naszą dumę, poczucie wartości, a także budzi niechęć.
Przypomina mi się sytuacja, kiedy trenerem Interu był Roberto Mancini. Włoch otwarcie krytykował postawę zawodników podczas konferencji prasowych, bardzo często dokonywał zmian w składzie, a bardzo często mówiło się także o „fochach” trenera na niektórych zawodników które sprawiały, że ich rola w zespole stawała się marginalna. Czy takie zachowanie sprawiło, że zespół zaczął spisywać się lepiej?
Zgoła odmienną taktykę przyjął Luciano Spalletti. Włoch po nieudanych występach sprawia wrażenie osoby, która nie tyle co złości się na słabe występy piłkarzy, a swoimi wypowiedziami stara się pobudzić ich do działania, a także przypomnieć im, kogo reprezentują. O indywidualnej krytyce nie ma mowy, a cały proces to próba zrobienia z zawodników silnych mężczyzn – jak do tej pory z różnym skutkiem.
Inter jest już w połowie sezonu i dziś możemy się zastanawiać, czy możemy być zadowoleni z miejsca w jakim się znajdujemy. Krytykowanie postawy zespołu na przekroju dotychczasowego sezonu, a także decyzji włodarzy nie stanowi problemu. Postaram się oceniać, a nie krytykować, ponieważ krytykowanie zazwyczaj zmusza do obrony swoich argumentów.
Ja jednak mam dalej w pamięci rok 2010. I mimo, że lada moment minie dekada od tamtego wydarzenia to jakoś trudno nie odnosić się do wydarzeń z tamtego okresu nawet jeśli jesteśmy teraz na innych biegunach. Każdy z nas oddałby by wszystko, żeby te chwile wróciły. Aby tak się wydarzyło musimy dążyć do doskonałości. Unikanie porównań do zespołu perfekcyjnego jest trudne, ponieważ zawsze pragniemy powrotu do momentu w którym byliśmy szczęśliwi. To była niesamowita drużyna. W mojej opinii w latach 2000- 2017 tylko Jupp Heynckes i jego Bayern Monachium mogliby dać równy pojedynek tamtemu Interowi. Sądzę, że nie jestem w tej opinii odosobniony.
Jednak wróćmy do teraźniejszości, pomijając czasy Rocchiego, Wallace’a czy też próby ściągania z emerytury Johna Carew, który był rozpatrywany jako kandydat do wzmocnienia ataku, kiedy robił już karierę jako aktor. Kibic przed meczem z Juventusem nabierał apetytu. Nawet kiedy w Turynie padł remis zmienił się on dopiero po meczu z Udinese. Ten Inter oglądało się z przyjemnością. Grający z determinacją i dużą wiarą.
Lecz w tej maszynie coś się zacięło. Ten mecz z Udinese z perspektywy czasu wcale nie wyglądał najgorzej. Oczywiście, że doszukiwanie się pozytywów w przegranym meczu z takim rywalem na własnym stadionie jest bezcelowe. Chcę jednak zwrócić na korzenie całej sytuacji, która doprowadziła nas do sytuacji w której jesteśmy kilka tygodni później.
Każda firma stawia sobie przed sobą cele krótkoterminowe i długoterminowe. Te długoterminowe z reguły wynikają z realizacji tych pierwszych. Zastanówmy się nad tymi sportowymi, pomijając sprawy finansowe, nad którymi ciężko dyskutować będąc na zewnątrz. Wydaje mi się, że w klubie nie zastanawiają się nad tymi długoterminowymi ponieważ granie w najważniejszych rozgrywkach europejskich musi być priorytetem dla takiego zespołu jak Inter. Wydawać by się mogło, że jest to myślenie błędne, jednak z perspektywy Nerazzurrich myślenie o tym co po realizacji pierwszego celu jest zbędne, ponieważ mamy problem z pokonaniem pierwszego, najważniejszego kroku.
Tak naprawdę my nadal nie wiemy na co stać zespół. Czy zespół grający z taką konsekwencją jak w Neapolu, podnoszący się z kolan w meczu z Romą w 2 kolejce, przegrywający w lidze po raz pierwszy dopiero w 17 kolejce ligowej nie należy zaliczać do zespołu z wysoki aspiracjami? A z drugiej strony jak można go do takiego zaliczać jeśli po jednym przegranym meczu zespół zwiesza głowę i prezentuje się tak słabo jak ostatnio?
Pamiętajcie jak bardzo przez ostatnie 3 lata Juve dystansowało nas w tabeli na punkty. Teraz przyjechaliśmy tutaj po 15 meczach ligowych bez porażki i z pewnością była w nas siła, którą tak mozolnie wypracowujemy. Nadal jednak zdarza się zauważać, że nie wszyscy chyba wierzą w to co się dzieje i na jakim poziomie możemy grać.
Gdyby o wynikach decydowałyby tylko umiejętności piłkarskie czy też wydane pieniądze w okienku transferowym, rozgrywanie sezonu nie byłoby potrzebne. Diagnoza Luciano Spallettiego wydaje mi się trafna – w naszej kadrze nie ma wielu zawodników, którzy w swojej dotychczasowej karierze sięgali po największe laury. W większości są to byli czołowi zawodnicy zespołów nie walczących o najważniejsze pozycje.
Jednak co innego noszenie koszulki Interu, a co innego Fiorentiny czy Lazio. Presja wywierana na piłkarzach jest dużo większa. Czasu na adaptacje jest niewiele. Trudno przypuszczać by Vecino, Valero czy Candreva w swoich poprzednich zespołach słyszeli od swoich pracodawców, że celem minimum musi być Liga Mistrzów. Przykład Lazio z obecnego sezonu dobitnie to pokazuje. Gdyby zamienić się składami, obecny układ tabeli w mojej opinii niewiele by się zmienił.
Joao Miranda i Ivan Perisic są jedynymi piłkarzami, którzy odgrywali istotne role w zespołach, które występowały w finałach Ligi Mistrzów. Pozostali piłkarze nie są przygotowani tak dobrze mentalnie. Machający rękoma Brozovic to oznaka frustracji, kiedy nie idzie. Nawiasem mówiąc ten piłkarz ma największe umiejętności ze wszystkich naszych pomocników, ale z jego głową jest naprawdę coś nie tak. Jeśli mam być szczery to nie wierzę, że jakikolwiek trener wydobędzie z niego cały jego potencjał.
Spallettiemu budowanie zespołu pod kątem psychologicznym do tej pory wychodziło doskonale. Zespół grał z wiarą i rozmachem, często widoczne były braki techniczne i taktyczne, ale sporo nadrabiane było zaangażowaniem. Prawdziwy zespół poznaje się jednak pod tym jak szybko się podniesie.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to kwestia wygrania kilku spotkań. Kilku dobrych meczów, bramek. Terminarz jest tak skonstruowany, że mamy szansę na poprawę, teraz w tej chwili. Jednak wpadka znowu na pewno się pojawi. Czy sytuacja się powtórzy?
Budowanie silnej mentalności nie jest łatwym zadaniem. Potrzebna jest ciągła, intensywna praca nad sobą, pełna wyrzeczeń. Samokontrola, dyscyplina emocjonalna, wewnętrzne opanowanie to podstawa. Tu nie wystarczy tydzień czy dwa. Zawsze pojawiają się ciężkie momenty. Ale nie po to żeby trwały, tylko by przeminęły. Najważniejsze jest nieprzejmowanie się dotychczasowymi niepowodzeniami. To podstawa sukcesu.
Niepokojąca wydawać by się mogła bierność zarządu na ostatnie poczynania zespołu. Jednak osobiście nigdy nie jestem zwolennikiem sciągania do klubu zimą zawodników, którzy nie są w stanie realnie wzmocnić zespołu, a bez środków finansowych trudno takich zatrudnić. Prawdą jest jednak, że brakuje nam klasowej „10” i powinniśmy zrobić wszystko, aby zatrudnić Pastore.
Niewywalczenie awansu do Ligi Europy w minionym roku było dobrą decyzją. Na ogół nie wierzę w teorie spiskowe, ale wydaje mi się, że tutaj zrobię wyjątek. W momencie kiedy wiadome było, że szans na Champions League już nie mamy, po prostu odpuściliśmy. Po kompromitacji w tych rozgrywkach Ligi Europy za Franka de Boera zarząd z pewnością zdawał sobie sprawę, że nie będzie w stanie zbudować odpowiednio szerokiej kadry do walki na trzech frontach. Woleliśmy się skupić na osiągnięciu naszego krótkoterminowego celu w lidze. Liga Mistrzów wyznacza dziś klasowe drużyny. Można mieć nieograniczone środki finansowe, ale w obecnej sytuacji na rynku to za mało. Fassone i Mirabelli zdołali przekonać do gry w swojej drużynie Leonardo Bonucciego, nie da się jednak ukryć, że kulisy jego zatrudnienia wyglądały dość specyficznie. Czy Milan przekonał innego czołowego piłkarza do gry w swoim zespole? Nie.
Kadra Interu owszem jest bardzo wąska, ale grając tylko raz w tygodniu nie możesz pozwolić sobie na duże rotacje w „11”. Zachwiewa to równowagę a nie zbudujesz w ten sposób solidnych podstaw. Nie przemawia do mnie argument, że zawodnicy mogą być zmęczeni, bo gra ciągle ta sama jedenastka. Po prostu trudno mi sobie wyobrazić, że dla zawodowego piłkarza rozegranie jednego meczu w tygodniu stanowi problem.
Największym pozytywem obecnego sezonu jest Luciano Spalletti. Jako menedżer osiągał niewielkie sukcesy, ale pracę wykonaną w dotychczasowej karierze należy uznać jako dobrą. Nie jest to trener, który posiada niesamowity warsztat czy zaplecze, zespoły które prowadzi z reguły grają podobną piłkę. Próby wyprowadzania ataku od własnej bramki, unikanie długich podań, próba szybkiego odbioru piłki po stracie. W tych bardziej udanych spotkaniach dało się zauważyć dążenie do przechwytywania piłek w środku pola, a nie przesuwanie się formacjami do tyłu.
Jak wspominałem wcześniej, większość meczów rozgrywamy w głowach. W mojej opinii w tym tkwi największy problem. Pod względem taktycznym rzeczą która przychodzi mi do głowy jest zbyt duża zależność od gry naszych skrzydeł. Zawodnicy na tych pozycjach w formie nie są, a środek pola nie potrafi przejąć inicjatywy. Choć szczerze mówiąc nie jestem pewien, czy to właściwa diagnoza.
Sam trener ambicje ma na pewno dużo większe niż tylko gra o 4 miejsce, bo potwierdzają to jego wypowiedzi, a i wyniki w pierwszym okresie jego pracy dawały podstawy do tego, by miał do tego prawo. Jednak widać, że w dużej mierze Włoch skupia się na sferze mentalnej piłkarzy, a nie poprawianiu ich umiejętności, bo one po prostu są. U jednego zawodnika większe, u innego mniejsze, ale są.
Przyjęło się, że brak awansu do Ligi Mistrzów skutkował zwolnieniem menedżera. Z pewnością są podstawy do zmartwień, ale nie tylko my je mamy. Mam jednak nadzieje, że Włoch w przyszłym sezonie nadal będzie piastował urząd menedżera. Inter potrzebuje w końcu stabilizacji, a kolejna zmiana trenera latem sprawiłaby, że ten latem w pierwszej kolejności skupić by się musiał na poznaniu wszystkich zawodników. Spalletti na pewno ma swoje przemyślenia o których głośno nie mówi i zwalnianie go byłoby absurdem nawet jeśli nie spełnimy celów krótkoterminowych.
Nie tylko ja, a także każdy z nas kiedy idzie na zakupy z pewnością w dużej mierze spogląda na cenę. Udając się do sklepu Biedronka w celu nabycia produktów na cały tydzień zawsze włączam stronę internetową i obserwuje oferty promocyjne. Nigdy jednak nie biorę wszystkiego co tanie. Wychodzę z założenia, że lepiej kupić coś co mi się podoba, a tego co tanie, lecz nie przypada do gustu, unikam.
Lisandro Lopez. Naprawdę rozumiem argumenty, że nie mamy pieniędzy. Zdaje sobie sprawę, że trójka środkowych obrońców to mało. Zastanówmy się jednak czy naprawdę powinniśmy ściągać zawodników, którzy na tę koszulkę po prostu nie zasługują? My takich mieliśmy w ostatnich latach pełno, niektórzy nawet nadal tu są. Jak duże prawdopodobieństwo jest, że ten zawodnik podniesie się z ławki? Często wyśmiewałem opinię, że lepiej dać szanse juniorom, ale w takim przypadku mam podobne zdanie. Ja nie wiem czy Primavera Interu ma w swoich szeregach utalentowanego defensora. Ale wiem też, że prawdopodobieństwo popełnienia błędu przez rezerwowego Benfici jest tak samo duże jak D’Ambrosio na tej pozycji czy regularnie grającego juniora.
Sytuacja Rafinhi jest trochę inna i w sumie po dłuższym przemyśleniu nawet to wzmocnienie pochwalam, choć gdyby był nakaz wykupu, takie by nie było. Bo za Joao Mario przychodzi gracz Barcelony który nawet sporo meczów zagrał w jej barwach, a w tym przypadku być nie może. Zdrowia życzę.
W połowie sezonu cel jest zrealizowany, jednak nie potrafię oprzeć się złudzeniu, że poprzeczka została zawieszona na poziomie, który powinniśmy spokojnie przeskoczyć, a nawet zachować kilkunastocentymetrowy zapas, a mimo to będziemy musieli poczekać do trzeciej olimpijskiej próby.
Niestety, nie udało mi się uniknąć krytyki. Masakra jakaś.
Przygotował: Mateusz Dusiński
Komentarze (25)
Masz rację z tą primaverą. Jestem pewny, że gdyby nasze ofensywne trio stanowili Bessa- Livaja, Longo to teraz walczylibyśmy o zwycięstwo w LM
kakaowym