Spróbuję Ci tak na szybko i może nieco nieudolnie odpowiedzieć na Twoje pytania tak bez cytowania rozdziałów biblii i w ogóle i bez pseudonukowej retoryki, i naj, naj, najktórcej jak to tylko możliwe.
Chuchu pisze:
Mnie naszło kilka refleksji:
- Skoro miłości (bo o to chodzi w całej religii) nie można poddawać próbie co powtarzają mi to nauczyciele od religii od podstawówki to czemu Bóg nas testuje? Czy nie przeczy sam sobie? No bo jak inaczej to nazwać? Jak jesteś dobry i kochasz Boga to idziesz do nieba a jak nie to do piekła. Dlaczego całe życie ma być testem miłości do Boga? Skoro po śmierci będę żył wiecznie to będę miał chyba wystarczająco dużo czasu żeby go czcić. Czemu jeszcze mam go wielbić za życia na ziemi?
Nie wiem co Ci powtarzali Twoi nauczyciele ale wiem co powtarzał nam Jezus. Możesz to nazywać testowaniem , ja wolę jak nazywa się to uczeniem się miłości. Po to żyjemy by nauczyć się kochać bo tylko rozkochani w Bogu będziemy mogli dostąpić Tego co Jezus nam obiecał, czyli zbawienia. To właśnie kochając bliskich prawdziwą miłością, rodzice-dzieci, dzieci-rodziców czy też wzajemną miłość małżonków poznajemy czym jest miłość (czy nawet kochając ojczyznę lub np klub piłkarski

). Przez miłość do ludzi uczymy się miłości do Boga. Zapewniam Cię, że po śmierci, zakładając że zdecydowanie opowiesz się za Bogiem, będziesz czcić i oddawać chwałę Bogu (to na pewno) ale czy Twoje serce będzie Go kochać? Widzisz Bóg jest wszechmogący ale jednego nie może zrobić za tzw "pstryknięciem", nie może zmieniać ludzkich serc. To całkowicie zależy od nas.
Chuchu pisze:
- Dlaczego o tym, czy po śmierci będę żył wiecznie ma decydować jedna osoba. No i co z tego że wszechmocna? Dlaczego ta jedna osoba ma mi narzucać system jakim mam się kierować aby uzyskać życie wieczne?
Maryja w Medjugorie odpowiadając na to pytanie powiedziała, że dusze same wybierają piekło, niebo albo czyściec. Po śmierci stajesz przed Bogiem w prawdzie takim jakim jesteś naprawdę a nie takim jakim widzi Cię świat, czy Ty sam siebie widzisz. Ukazuje Ci Twoje ziemskie życie i Twoje postępowanie, Twoje zranienia zawinione i nie zawinione. I właśnie stając twarzą w twarz z tym prawdziwym obrazem siebie dusze same pragną pokutować z żalu i boleści za grzechy. Jak mówi Maryja cierpienia ziemskie są niczym w porównaniu do tych czyśćcowych ale żadna z dusz czyśćcowych nie chciałaby wróci do ziemskiego życia, bo tam już widać perspektywę nieba, tam już dostrzegają Boga.
Chuchu pisze:
- Skoro kocha wszystkich tak samo to czemu jednym daje szanse na przeżycie wieeelu lat a tyle dzieci umiera nie dożywając nawet roku?
Bóg wie najlepiej ile kto powinien żyć, widzisz Ty sugerujesz, że ktoś kto długo żyje ma "szanse" i to jest generalnie lepiej a ktoś kto krócej ma mniejsze szanse i to jest złe. Jest wiele zależności zupełnie nie zbadanych dlaczego jeden żyje krócej a drugi dłużej. Ty zadając to pytanie kierujesz się logiką ludzką, taką to, że generalnie lepiej żyć dłużej (a najlepiej w zdrowiu, szczęściu i pomyślności

). Pamiętaj Bóg kieruje się inną logiką, Jego perspektywą jest Twoje (nasze) życie wieczne. I Bóg zrobi wszystko aby tam Cię przyciągnąć. Z punktu widzenia ludzkiego śmierć dziecka jest wielką tragedią, ale Bóg kierując się swoją logiką może chciał uchronić to dziecko oraz Jego rodziców przed śmiercią duchową, bo może akurat cała rodzina żyła na co dzień bez Boga i prostą drogą szli do piekła. A tak dzieciątko to mogło np od razu dostąpić chwały Boga w niebie i stamtąd orędować za swoimi rodzicami. Rodzice przez śmierć dziecka mogą się nawrócić, zatrzymać w tym pędzącym życiu.
Chuchu pisze:
- Czemu tworzy instynkt seksualny jednym z najsilniejszych instynktów człowieka, a jak ten instynkt się uruchamia (a wszyscy wiemy że uruchomić go jest bardzo łatwo) to jest to grzech?
Bóg nie stworzył instynktu seksualnego, w raju Adam i Ewa chodzili niemalże nago, żyli w zjednoczeniu z Bogiem, dopiero za przyczyną kuszenia i ulegnięcia pokusie zgrzeszyli i zniszczyli tamto zjednoczenie. Istotą wiary katolickiej jest wydobycie się z sideł, w których trwamy na skutek tamtego grzechu naszych prarodziców, i w które sami jeszcze nieustannie wpadamy. Tą właśnie istotą jest powrót do tamtego stanu , który nas Bóg stworzył, jednym słowem wydobycie się na świętość. Przeszedł tę drogę Pan Jezus, pokazała Maryja, a za nimi setki tysięcy świętych, tych oficjalnie ogłoszonych i nie ogłoszonych przez Kościół.
Pewnie wielu światłych i nowoczesnych osób ogłosi mnie średniowiecznym zacofańcem ale ćóż

najzwczajniej chciałem odpowiedzieć na powyższe pytania kolegi w świetle naszej wiary rzymsko-katolickiej. :-)