
Znów nawiedziły go koszmary, powodujące,że budził się zlany potem. Choć kompletnie nie rozumiał ich znaczenia, wewnętrzny głos podpowiadał, że to nie zwykłe nocne rojenia. Juz świtało. Na korytarzu, blisko którego ulokowana była jego sypialnia, słyszeć się dały pierwsze, pośpieszne kroki służby. Rozejrzał się dookoła po pomieszczeniu, które wczaraj, gdy tu przybył w jego zmęczonych oczach nie miało znaczenia. Dziś dostrzegł gobeliny wiszące dostojnie na ścianach,wysokogatunkowe meble,prawdopodobnie z tutejszych długowiecznych dębów,a także szerokie okno na południowy wschód, dające dużo światła jak na ten jakże szary poranek. Wstał z łoża i wyjąwszy bawełnianą koszulkę z pakunków podróżnych,narzucił ją na siebie. Podszedł do okna. - Kolejny dżdżysty dzień w tym przeklętym króleswie. Czy Bogowie tych krain nie mają litości dla swoich wyznawców? -Uznał, że nawet tak paskudna, psia pogoda nie pokrzyżuje mu zamierzeń.Chwilowe zamyślenie nad tym,co go czeka pozwoliło otrząsnąć mu się z sennego horroru.
W pełni skoncentrowany ubrał się w czarne,dobrze skrojone spodnie i ciemnozieloną tunikę, którą przewiązał szerokim skórzanym pasem i przypiął miecz ze zdobioną rękojeścią.
Wyszedł na korytarz i odrazu ruszył w stronę sali audiencji. Droga do niej prowadziła krętymi schodami na dół. Podzwaniające na jego rękach bransolety jak i medalion na szyi zwracały uwagę mijanej służby. Czuł ich ukradkowe spojrzenia,ale starał się być jak brat cienia- prawie niedostrzegalny. Nie lubił, kiedy tak mu się przyglądano. Nowi ludzie w grodzie króla zawsze są obserwowani jakby byli potencjalnym zagrożeniem. I słusznie, bo on sam w swoim życiu niejedno już widział. W końcu dotarł do pierwszego poziomu, szedł imponująco szerokim i stylowym korytarzem, wprost do wrót sali gdzie czekał władca Imperium. Na wejściu czekało czterech zbrojnych w piki strażników, ich czujne oczy informowały wszystkich, którzy w nie spojrzeli, że nie mogą liczyć na pobłażliwość. Jeśli nikogo nie zechcą przepuścić, to oczywistym jest, że spełnią swoją wolę pod groźbą bolesnej śmierci. Spojrzeli na niego, lecz pojęli od razu kim jest i uskoczyli na boki. Jeden z nich rzekł- Wcześnie zaszczycasz nas panie swoją obecnością-po czym mina mu stężała, gdyż wyczuł że nie doczeka się odpowiedzi od tak skupionego gościa.
Minąwszy straże,wszedł do wielkiego pomieszczenia....