Ostatnie lata dla kibiców Interu nie należą do tych najweselszych. Od 2010 roku można zauważyć tylko zauważalny spadek formy piłkarzy, ambicji zarządu, pieniędzy w klubie i pozycji w tabeli. Jedyne co zdaje się narastać, to frustracja kibiców i zadłużenie klubu, które pomimo sprzedaży większości lepiej dysponowanych zawodników, nie może zmaleć. Może być to spowodowane oddawaniem ich za pół-darmo, w dobie kryzysu zarząd Czarno-niebieskich woli pozbyć się najlepiej zarabiającego i zarazem najbardziej utalentowanego zawodnika w składzie, Wesley Sneijdera, niż pójść na ugodę i wciąż próbować walczyć o prymat w Serie A. W kuluarach zaczyna mówić się też o sprzedaży młodej gwiazdy, Philippe Coutinho, oraz obiecującego Ricardo Alvareza. Ostatnie ruchy transferowe zdają się zatem bardziej przypominać chwytania brzytwy przez zarząd i utrzymania w ryzach finansów za wszelką cenę, aniżeli przemyślane kreowanie przyszłości zespołu.
[hide]
Budowanie klubu przez Nerazzurrich wyglądało trochę inaczej w 1997 roku. Opierało się ono bardziej na wyrzucaniu w błoto wielkich pieniędzy nowego prezydenta klubu, Massimo Morattiego, na jego zachcianki i sprowadzaniu piłkarskich gwiazd z całego świata. Wkrótce na San Siro zawitał nie kto inny, jak wielki Ronaldo, ale tydzień wcześniej zakupiony został również młody, mniej znany Urugwajczyk, który zdobył uznanie w oczach Sandro Mazzoli i czym prędzej został przez niego polecony Internazionale. Nic dziwnego, talent wprost z Montevideo zadziwiał kibiców na rodzimych boiskach strzelając więcej bramek niż miał występów w lidze, najpierw 32 bramki na 31 meczów w Danubio, później 30 bramek na 27 meczów w Nacionalu.
Młodziutki Recoba zadebiutował w Serie A w ciężkich warunkach. Na początku sezonu 1997 roku Nerazzurri przegrywali do 70. minuty z Brescią różnicą jednej bramki. Ówczesny manager Interu, Luigi Simoni, postawił wszystko na jedną kartę i wpuścił na ostatnie 20 minut 21-letniego Alvaro Recobę. Już po chwili filigranowy Urugwajczyk pozbawił tchu kibiców zebranych na San Siro strzelając bramkę z trzydziestu metrów w samo jej okienko, a po momencie doprowadził tych samych niemalże do ekstazy podwyższając wynik strzałem z podobnej odległości z rzutu wolnego w jej drugie okno. Przyćmić w debiucie samego Ronaldo i zostać bohaterem spotkania w 20 minut ? El Chino, czyli popularny „Chińczyk”, wysoko postawił sobie poprzeczkę na samym początku swojej kariery w Europie.
Początki młodego Recoby w Serie A nie należały do najłatwiejszych też z innego powodu. Włoska liga znana z twardej, nieustępliwej gry w obronie oraz nastawiona na zwycięstwa poprzez wgłębianie się w taktyczne meandry futbolu, nie tylko nie pozwoliła mu zbyt szybko rozwinąć skrzydeł, ale też bezpardonowo mu je rozdzierała, przez co często borykał się z drobnymi urazami i poważniejszymi kontuzjami. Wkrótce zadecydowano, że Alvaro nie jest jeszcze gotowy do gry w pierwszym składzie Czarno-niebieskiej strony Mediolanu i wypożyczono go do walczącej o utrzymanie w Serie A Venezii. Przed jego przenosinami zdążył po raz kolejny zaszokować całe Włochy zdobywając gola poprzez przelobowanie bramkarza z połowy boiska. Równie prędko jak został wypożyczony, tak kibice Interu zaczęli żałować tego ruchu. Urugwajczyk zdołał strzelić 11 bramek i 9 asyst w 19 meczach, dzięki czemu niemalże w pojedynkę uratował klub przed spadkiem, mało tego, jego pierwotny chlebodawca nie radził sobie szczególnie dobrze w lidze i ukończył sezon na ósmym miejscu z zaledwie czteroma punktami więcej od Venezii. Po dziś dzień jej kibice uważają go za najlepszą rzecz jaka przytrafiła się ich klubowi.
W kolejnym sezonie grał już kluczową rolę w Interze, aczkolwiek był to kolejny hańbiący rok dla Nerazzurrich, którzy nie zagrali w Lidze Mistrzów właśnie przez samego Recobę. Walcząc w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów z Helsingsborgiem w ostatnich minutach meczu nie wykorzystał rzutu karnego. Marcelo Lippi stracił przez to swoją posadę, aczkolwiek nie przeszkadzało to Morattiemu w podpisaniu ze swoim pupilem nowego kontraktu, bardzo lukratywnego kontraktu, który opiewał na 7,5mln dolarów rocznie i czyniło z Alvaro najlepiej zarabiającego piłkarza na świecie. Miejscowi kibice zaczęli wymagać od Recoby coraz więcej i więcej, wszyscy mieli też na uwadze fakt, że to właśnie przez niego ich klub nie gra o tytuł najlepszej drużyny w Europie. Nie był to koniec problemów Urugwajczyka, kolejnym ciosem okazało się skazanie go na 4 lata pozbawienia wolności za nielegalne przebywanie we Włoszech i sfabrykowanie paszportu, lecz po czasie jego kara została zawieszona. Włoska Komisja Dyscyplinarna postanowiła też pozbawić na rok Recobę praw zawodnika, jednakże po apelacji jego kara została skrócona do połowy. Niestety, wraz z upływającym czasem el Chino coraz częściej miewał problemy zdrowotne, przez co niewiele grał. Jego przebłyski geniuszu, jak choćby bramka w ostatniej minucie z Sampdorią 9 stycznia 2004 roku dająca Nerazzurrim zwycięstwo nad bezpośrednim rywalem do gry w europejskich pucharach, były przeplatane z zupełnie przeciętnymi spotkaniami, co nie zadowalało ani fanów Internazionale, ani samego Héctora Cúpera, który nie widział w swoich planach drobnego Alvaro irytując tym samym Massimo Morattiego. Ten ostatni czasem był widywany na meczach będąc ubranym w koszulkę z numerem 20 i nazwiskiem na plecach: „Recoba”, nie trzeba zatem nikomu wyjaśniać jakie były relacje pomiędzy zawodnikiem a prezydentem Internazionale.
Coraz rzadziej występujący na boisku Chińczyk odczuwał głód gry i poprosił o wypożyczenie go do Torino, gdzie trenerem był Walter Novellino, z którym pracował gdy był wcześniej wypożyczony do Venezii. Jak sam twierdził, było mu to potrzebne, aby czuł się ważniejszy w zespole i nie miał na sobie presji po każdym popełnionym błędzie. Jak chciał, tak zrobiono. Owszem, grał częściej, jednakże nie był to dawny blask Alvaro. Był to także jego ostatni sezon jako zawodnika Interu Mediolan, po ponad dekadzie postanowił rozstać się ze swoim ukochanym klubem. Jak sam raz zdołał ująć swoje uczucia do klubu: „Koszulka Interu jest dla mnie jak druga skóra. Zawsze daję z siebie wszystko aby pokazać moje przywiązanie do barw klubowych”. Tym samym skończył pewien rozdział w swojej karierze i podpisał kontrakt z greckim Panioniosem Ateny, gdzie mógł już całkiem na luzie popaść bez stresu w przeciętność. Po roku gry w Grecji wrócił do swojego pierwszego klubu, w którym rozpoczynał swoją karierę, a w chwili obecnej gra ponownie w Nacionalu.
Alvaro Recoba jest klasycznym przykładem ogromnego talentu, który został zniszczony przez kontuzje i różne czynniki zewnętrzne. Podsumowując jego karierę, nie sposób również nie wspomnieć o jego podejściu do treningów: „Byłem świadomy swojego naturalnego talentu, myślałem, że to wystarczy.” – powiedział w jednym z wywiadów dla SKY Italia. Kariera Urugwajczyka nie opiera się na ilości zdobytych tytułów, czy to indywidualnych, czy drużynowych. Nigdy nie wygrał Ligi Mistrzów, jego największym sukcesem można nazwać zdobycie Pucharu UEFA czy dwukrotne Mistrzostwo Włoch, jednakże zapisał się w pamięci kibiców Nerazzurrich jako ikona klubu poprzez przywiązanie do klubowych barw i niesamowite, choć ulotne momenty piłkarskiego geniuszu. Ze świecą szukać zawodnika, który trzykrotnie w swojej karierze zdobył gola bezpośrednio z rzutu rożnego, który sam zwykł mawiać, że nie interesuje go nieefektowne wykańczanie akcji. Zbliżam się tutaj też do meritum problemu poruszonego na początku mojej pracy, bo w obecnych czasach brakuje mi piłkarzy takich, jak el Chino. Gdzie podziali się wszyscy magicy futbolu ? Kto będzie strzelał przyprawiające o dreszcze bramki z rzutów wolnych, kto w obecnych czasach mija rywali jak tyczki poza kilkoma nazwiskami ? Nowoczesny futbol zabija tą magię. Magię, którą dostrzegłem w grze młodziutkiego Coutinho. Mam nadzieję, że sam Massimo Moratti wraz z Marco Brancą wiedzą, co robią i nie pozbywają się kolejnego talentu na miarę Recoby. Włoski futbol potrzebuje takich zawodników.
Komentarze (32)