
Niemal w wigilię dnia tak ważnego, jakim będzie dla nas wszystkich sobotni finał Ligi Mistrzów, potencjalne zwieńczenie najlepszego sezonu w wykonaniu Interu za świadomego życia większości z nas, ciężko jest zaciągnąć ręczny hamulec emocji i z chłodną głową spojrzeć na to, co dzieje się przez ostatnie kilkanaście dni z drużyną, która na zawsze zawładnęła naszymi sercami. Niemniej jednak chodzące po mojej głowie od dłuższego czasu refleksje pchnęły mnie, by jednak ‘złapać za wajchę’ i napisać ten oto tekst.
[hide]
Gdy w sobotę czarno-niebieska fala zalewała Piazza del Duomo, poczułem smak zwycięstwa zupełnie inny niż dotychczasowe mistrzostwa. Z pewnością nie do umniejszenia jest tu fakt całego sezonu, perypetii które Inter przechodził od samego okienka transferowego, poprzez naznaczoną kontuzjami i stresami w europejskim wydaniu zimę aż po Hitchcockowskie zakończenie Seria i Termopile przeniesione na Camp Nou. Niemniej jednak to scudetto ma z pewnością wymiar symboliczny, w pewien sposób odzwierciedlając przeistaczanie się Interu z brzydkiego kaczątka w drapieżnego łabądzia. Nawet jeśli takowy nie istnieje, tym bardziej brawa dla kreacyjnych umiejętności José Mourinho. Na symbolice jednak na razie skupmy się.
Bo to mistrzostwo dało nam wszystkim, zwłaszcza tym 24 najważniejszym, biegającym na codzień w kostiumach Interu – niesamowitą pewność siebie. Poczucie wiary w przekroczenie bariery dźwięku, wiarę w unikalność i siłę kolektywu. I nie za bardzo pasują tu jakiekolwiek porównania do innych włoskich klubów, które mogłyby rzekomo zazdrościć Interowi aktualnej hegemonii. Śmiało można natomiast postawić tezę, że żadne z tych klubów nie odczuwałoby dzisiejszej euforii w Interowym stylu. Gdyż, używając kolokwializmu – nikt z nich ‘nie wie jak to jest’.
Nie wiedzą jak to jest znosić niemal dziesiątki lat upokorzeń, obserwować alergię wysypującą się na swoich ulubieńców momentalnie po przekroczeniu włoskiej granicy. Żadne z tych klubów nie padło ofiarą tak ogromnej liczby chybionych transferów, trenerów-meteorów czy przeinwestowania. Co więcej, nikt nie obserwował z równym grymasem swoich piłkarzy wybitnie rozwijających się po odejściu od nerazzurrich. A swego czasu Andrea Pirlo, Robbie Keane i Sebastian Frey nie omieszkali nam tego przypomnieć.
Inter przez wiele lat był klubem smutnym. Smutnym, gdyż nawet najjaśniejsze gwiazdy miały w nim tendencję gasnącą – Ronaldo, Adriano czy Roberto Baggio z bardzo rozmaitych powodów nie mogli się w Interze zrealizować tak, jak chcieliby chociażby kibice, prowadzeni przez kibica nr 1 o nazwisku Moratti.
Inter był klubem smutnym tak jak smutna była niegdyś najpopularniejsza piosenka pro-interista – ‚Luci a San Siro‘ Roberto Vecchioniego. Piosenka, która wydatnie przypominała nam, że quartiere San Siro to nie tylko świątynia piłki nożnej, ale też miejsce, w którym rozczarowani życiem Mediolańczycy oddawali się prostytucji. Co więcej, swego czasu zwane również stacją samobójców.
Chciałoby się teraz napisać, że wszystko odmieniło się nagle. Lecz byłoby to znaczące minięcie się z prawdą, bo wydobywanie z serca tego co najlepsze nigdy nie jest procesem gwałtownym. Nie czas ani miejsce w tej chwili na to, by palcem wskazać kto wprowadził nas na jasną ścieżkę. Nie czas również na spory o nasze miejsce „gdzieś między liczbą 17 a 18‘. Symbolika tegorocznego scudetto jest znacznie głębsza.
W dużej mierze odzwierciedla ją osoba Javiera Zanettiego. Pisząc, że całą karierę poświęcił Interowi, byłoby uwłaszczeniem jego godności. 15 sezonów, serie spotkań bez kartek, odwieczne poświęcenie, szacunek dla rywali i kontakt z kibicami to tylko te najbardziej oczywiste pryncypały ‚Il Capitano‘. Gracza, który demonstruje zdolności Nostradamusa, chyba przeczuwając od zawsze nadejście tych ostatnich 5 lat. Nie odszedł, mimo że chciał go każdy na Kontynencie. Mówiono, że się zaprzepaszcza. Mówiono.
Drodzy państwo, nie wiem czy macie podobne odczucia, jednak dla mnie Internazionale A.D. 2010 jest drużyną bardziej włoską niż kiedykolwiek. Włoską, bo Włosi to naród niesamowicie emocjonalny. I taki też jest ten Inter – sam dwumecz z Barceloną, wybryk losu który skojarzył nas z pupilem piłkarskiego świata wywołał tak obszerną dyskusję w nie tylko futbolowych kręgach, że Inter w tej chwili albo się kocha, albo nienawidzi. Ta drużyna jest absolutnie wyjątkowa z racji na mieszankę życiorysów, które w sobie łączy. Graczy po przejściach, którzy zdawali się mieć kariery tak złamane jak połamany był koncept gry Interu jeszcze całkiem niedawno. I co więcej, graczy którzy na tę szansę czekali całe kariery. I drugiej już nie będą mieli. Graczy, którym niestraszne będzie ‘granie przeciwko wszystkim‘, bo z grubsza robią to od zawsze. Z resztą, jak śpiewa kolejny bard narazzurrich – Ligabue – czasem krzyczeć trzeba nawet naprzeciw niebiosom.
Na koniec tej piramidy emocji wdrapuje się José Mourinho. Trener, o którego sukcesach boiskowych napisano już wszystko i nawet trochę więcej, choć rzecz jasna jemu samemu wciąż mało. Niemnij jednak – niezależnie od jego dalszej kariery – największe osiągnięcie José pozostaje niewidoczne dla oka. Zmiana, jaka zaszła w psychice piłkarzy Interu, dojrzałość prezentowana na boisku. Świadomość, że Inter to już nie musi być synonim końca, a raczej początku. Znów cytując Ligabue – 100 anni almeno.
Ale José nie pozostał obojętny na budzącą się magię, na rodzącą się legendę. Stał się jej integralną częścią. Powiem Wam szczerze - patrząc na niego w sobotę w załzawionych oczach, nie wiem kto kogo zmienił bardziej. Jose Inter, czy Inter Jose.
I naprawdę nieważne, czy we wrześniu usiądzie na ławce w Mediolanie czy Madrycie. Inter już nigdy nie będzie tym samy klubem.
Szanowy Panie Vecchioni. Strasznie lubię ‘Luci a San Siro’, poza jednym tylko momentem. Gdy śpiewa Pan ‘Milano scusa, stavo scherzando. Luci a San Siro non ne accenderanno piú’. Pan wybaczy, ale dziś bardziej wierzę Ligabue:
Non si puo' sempre perdere
per cui giochiamoci
certe luci non puoi spegnerle….
Forza Inter!
Komentarze (22)
<br />
Thaaaa...<br />
Bo w interze to tyle włochów...<img src="/files/emoticons/21" alt="<lol2>" />
<br />
FoRzA<img src="/files/emoticons/15" alt="<forza>" />
1. Roberto Vecchioni - Luci a San Siro<br />
2. Ligabue - Urlando contro il cielo