
Ostatnie dni były bardzo ciężkie dla Morattiego: rozstanie z Benitezem, przyjście Leonardo, pierwsze zwycięstwo nowego trenera, ustalanie porozumienia z Benitezem… Poniżej prezentujemy rozmowę prezydenta Interu z dziennikarzami „La Gazzetta dello Sport”
Panie prezydencie, jakich doświadcza pan obecnie uczuć?
-Uczucia rzeczywistości tego, co powinniśmy teraz zrobić: w lidze włoskiej, w Lidze Mistrzów. Klubowe Mistrzostwa Świata ozdobiły moje serce w czarno-niebieskie barwy drużyny, teraz jesteśmy zobowiązani kontynuować drogę z entuzjazmem. W naszej drużynie jest wielu młodych piłkarzy, tifosi spotkali się z nami i cieszyli się razem z piłkarzami naszym wspólnym zwycięstwem. Po licznych porażkach na ligowym froncie nie zostało nam nic innego, jak zwyciężyć w Klubowych Mistrzostwach Świata. Teraz otrzymaliśmy odrodzoną wiarę w siebie. Pozostało tylko kontynuować wybraną drogę. Mówię to wszystko nie dla cynizmu, a po prostu dlatego, że futbol nie cierpi innej postawy do siebie.
Prezydent był oczarowany osobą Leonardo?
-Jeszcze na długo przed naszym spotkanie w bazie Interu w Appiano Gentile czułem bliskie uczucie, graniczące z męską przyjaźnią w zachowaniu Leonardo. Rozmawialiśmy ze sobą tuż po tym, jak Leo był wybrany na stanowisko trenera Milanu. Przechodząc obok szatni Interu przed mediolańskimi derbami w zeszłym roku zamieniliśmy ze sobą parę zdań. „Zarząd klubu wymusił na mnie objęcie tej funkcji. Nie pchałem się tu. Nie rozumiem tylko, po co im jestem potrzebny” – mówił mi niepewnie. W jego zgodzie na prowadzenie Milanu znalazłem nie tylko element odwagi, ale i sprawdzenie rozumu, własnej dojrzałości. Odpowiedziałem mu: „Milan ma bardzo zdolny zarząd, ale zamierzasz tak ryzykować?”
[hide]
Już wtedy widział go pan w roli trenera Interu?
-Oczywiście, że nie. Myślałem, że uda mu się na długo pozostać z powodzeniem trenerem Milanu. Możliwe, że w czymś mu się nie udało u Rossonerich. Niemniej, zawsze było mi żal, że pracuje w Milanie, a nie w mojej drużynie.
Mówią, że pan zwrócił się myślami ku osobie Leonardo jeszcze w czerwcu 2010-ego roku, od razu po odejściu Mourinho?
-Tak, rzeczywiście myślałem o potencjalnym wyborze Leonardo Araújo po odejściu Jose Mourinho do Realu Madryt, ale wydawało mi się dziwnym i niewłaściwym prosić go o podpisanie kontraktu z moją drużyną. Rzecz w tym, że parę tygodni przed tym miałem szczegółową rozmowę z nim, w czasie której Brazylijczyk, nie mieszając się ani na chwilę, odkrył przede mną wszystkie karty, mówiąc o tym, że zamierza wziąć przerwę na odpoczynek po nerwowej pracy na San Siro. I mimo to wciąż jeszcze uważałem go za najlepszego zastępcę Mourinho. Rozumiecie, w takiej drużynie jak Inter, zmiana trenera powinna przebiegać płynnie i naturalnie. Tak więc, moim zdaniem, Leonardo mógł zupełnie naturalnie stać się kontynuatorem Mourinho. Pomyślałem, że Leo ma silne strony, które mi imponują. Ma silny pancerz, zdolny wytrzymać wielkie ciśnienie z zewnątrz. Kiedy zwróciliśmy się w stronę Rafaela Beniteza, wydawało nam się, że jego doświadczenie będzie pożyteczne dla Interu. Myśleliśmy, że w sytuacji, w której znalazła się drużyna po wielkich sukcesach, hiszpański szkoleniowiec poradzi sobie bez żadnych problemów. Co było potem, jest już nie ważne. Każdy może ocenić sobie przeżyty przez nas wszystkich okres czasu i dojść do określonych wniosków.
Czy łatwo przyszło panu przekonanie Leonardo?
-Dość szybko spotkaliśmy się ze sobą. Nie wykluczałem, że Brazylijczyk może odmówić mojej propozycji, mógł mieć naturalne wątpliwości na ten temat. Leo mógł myśleć o sobie wszystko, co chciał, oprócz jednego: nie czuł się zdrajcą w oczach Rossonerich, ponieważ nim w ogóle nie jest. Kiedyś pojawiły się u niego trenerskie trudności. Mówię to dziś wszystkim graczom i kibicom Milanu – jego przeszłość była nieskazitelna. Były i błędy, ale znacznie więcej spraw miało pozytywny charakter.
Dokładał pan starań do tego, aby gracze zrozumieli, że w drużynie muszą nastąpić kardynalne zmiany?
-Uważałem za błędne prosić piłkarzy o jakiś symbol, którym mogliby zapewnić mnie o gotowości zmian. W takim przypadku, postawiłbym Beniteza w bardzo niewygodnej sytuacji, męczyłby się sam i męczyłby nas wszystkich. Na odwrót, do Klubowych Mistrzostw Świata codziennie wspierałem Beniteza, nie pozwalałem piłkarzom w żadnej sytuacji nie zgodzić się z trenerem. Nigdy do mistrzostw zawodnicy nie mieli prawa wypowiadać się o zmianie trenera.
Nadszedł dzień przedstawienia Leonardo Araujo…
-W jego mowie powitalnej zdziwiło mnie i zachwyciło wiele, zwłaszcza, jak mówił o Jose Mourinho. Umieć pozytywnie oceniać przeszłość bez ciebie – dane nie każdemu, ale ten, kto właściwie postawi wszystkie kropki nad „i” uwolni się od konieczności cały czas oglądać się za siebie, będzie umiał skoncentrować się tylko na przyszłości.
Czy są wspólne cechy, które można zaobserwować u Mourinho i Leonardo?
-Bezpośrednie postrzeganie rzeczywistości, poczucie realizmu. Widziałem w oczach piłkarzy taką uwagę zwróconą na osobę trenera, nieznany mi entuzjazm, poczucie obowiązku wykazania się przed nim na pełnych obrotach.
Czy oni mogą jeszcze spotkać się w Interze?
-Myślę, że Jose Mourinho ma w głowie pomysł o powrocie do Mediolanu, tak jak marzył i marzy o tym, by kiedyś wrócić do Chelsea. Uważam jednak, że ludziom w jego wieku nie wolno wracać. Oni zwykle patrzą tylko do przodu, skierowani na nieustanny zawodowy progres. Powrót do Interu, oczywiście, można uważać za perspektywiczną kontynuację kariery dla Mourinho, ale nie wierzę, że Portugalczyk zechce realizować ten wątek w najbliższej przyszłości.
O czym pan myślał, kiedy Rafael Benitez poprosił o zdjęcie fotografii Mourinho ze ściany Pinetiny?
-Benitez uważnie rozpatrzył całą naszą przeszłość, każdą fotografię. Kiedy poprosił mnie o to, posłuchaliśmy jego rady. Nie chcieliśmy, aby trener cały czas żył porównywany do wyników poprzednika. Benitez zawsze widział przypominanie o przeszłości wyłącznie w czarnych barwach, jak gdyby ktoś go w czymś winił. Teraz, za Leonardo, podobne zachowanie jest już niedopuszczalne.
Gdzie Benitez miał więcej niepokoju: w „kompleksie Mourinho” czy w nieskończonych słowach o tym, że nie dostaje pomocy z okienka transferowego?
-Odnośnie „kompleksu Mourinho” powiem tak: to zwykła, dopuszczalna ludzka wada, która była dla mnie nawet sympatyczną. Była zrozumiała. Benitez, oczywiście, nie był przeciwko strategii wzmacniania drużyny, wiele rozmawiałem z nim, wyjaśniałem mu nasze problemu. Ze strony Rafy słyszałem tylko o tym, że potrzebni nam nowi piłkarze, a wszyscy „staruszkowie” są fizycznie wyniszczeni.
Ale Benitez nalegał na pozyskanie nowych piłkarzy…
-Benitez, tak jak i Leonardo, zawsze rozumieli o czym mówili. Wystarczyło po prostu spojrzeć na budżet Interu: ja, znajdując się na stanowisku prezydenta drużyny, a nie tylko trenera, zrozumiałem, że nie można rozwiązywać wszystkich problemów drużyny wyłącznie przy pomocy kosztownych zakupów. Myślałem, że trener wcześniej czy później zrozumie mnie. Nigdy nie mówiłem Benitezowi: „Nie będziemy kupować nigdy nowych piłkarzy”. Mówiłem tak: „Zobaczymy, ocenimy sytuację wszyscy razem, ale bez wątpienia, wzmocnienia będą.” I potwierdzam, że mam przede wszystkim wielkie zaufanie do naszych obecnych piłkarzy. Uważam, że oni wszyscy są zdolni. Także Andrea Ranocchia będzie wytrwale pracować na treningach po to, by stać się członkiem podstawowego składu. W ogóle nie widziałem konieczności supertransferów, ale zrozumiałem, że potrzebne nam są konkretne wzmocnienia.
Dlaczego w Interze było tylu kontuzjowanych zawodników?
-Tak, strasznie namęczyliśmy się z tym problemem. Zaczęto nas nazywać nawet „drużyną – rekordzistą pod względem ilości kontuzji na świecie”. Na początku pracy Beniteza myślałem, że należy zostawić trenera w spokoju, dać mu poczuć niezależność. Rafa tuż po przybyciu do Włoch potrzebował czasu na adaptację. Jednak, wkrótce zaczął się proces, który nie pozwolił wszystkim spokojnie wykonywać swoją pracę. Dopuszczono do poważnych błędów, które doprowadziły do katastrofalnych wyników.
Jeśli Rafael Benitez nie wypowiedziałby tego ultimatum o zakupie nowych piłkarzy, pracowałby jeszcze dziś w Interze?
-Możliwe, miałbym więcej cierpliwości, w ostateczności oceniłbym po ludzku jego zasługi na Klubowych Mistrzostwach Świata. Wyszło tak, jak wyszło. Benitez, wygłaszając kilka spornych wypowiedzi, praktycznie nie pozostawił mi wyboru, jak mam postąpić w tej sytuacji.
Luciano Spalletti był rozpatrywany kiedykolwiek w roli następcy Beniteza?
-Mówię wam całkowicie szczerze, nigdy nie rozważałem pana Spallettiego. Zawsze byłem wysokiego zdania o jego kwalifikacjach, ale nie zamierzałem odciągać go od pracy z innym klubem. Mam normalne kontakty z władzami Zenitu, nie zamierzałem ich naruszać. I potem, działałem już ze swoją filozofią: należało zaryzykować na szeroką skalę, bez czego, moim zdaniem, nie byłoby ewolucyjnego postępu.
Walter Zenga również był na liście możliwych trenerów zespołu.
-Pan Zenga to znamię, duma, twarz Interu na sto procent. Jeśli wybralibyśmy go, powinien zostać w drużynie na długie, długie lata dzięki swojej wielkiej przeszłości, którą spędził w Interze, ale do tego potrzebne jest doświadczenie i gotowość wzięcia na siebie ogromnej odpowiedzialności. Oczywiście, z jego strony, nasza propozycja byłaby idealnym wariantem, ale z mojej – uważałem za słuszne na razie ochronić go od nieprzyjemności.
Lato 2009. W tym momencie sytuacja, w której Zlatan Ibrahimovic znajdzie się w Milanie, a Leonardo w Interze, wydawała się po prostu niewiarygodną.
-Ibra w Milanie… Szczerze mówiąc, myślałem, że uda mu się pograć w Katalonii. I szkoda mi, że wszystko wyszło dokładnie tak, a nie inaczej. Moim zdaniem, jego samego nie zadowalała perspektywa dołączenia do Milanu. (uśmiech)
Mario Balotelli coraz częściej wypowiada się na temat powrotu do Włoch, przy czym właśnie do Milanu. Czy Inter ma prawo ustępstwa?
-Nigdy nie miałem kompleksu szukać w kimś zdrajcy. Dla mnie zawsze na pierwszym miejscu stoją chęci i prawa piłkarza. W takim przypadku, spełnilibyśmy jego życzenia, a nie nasze chęci. Jestem przekonany, że jemu jest po prostu niezbędne doświadczenie w angielskiej Premier League, nie musi nic zmieniać. Jeśli wystarczy mu cierpliwości, wkrótce będzie dziękować całej angielskiej piłce. Czy wystarczy mu cierpliwości?
Prasa publikuje możliwości ‘mitycznego’ spotkania Leonardo i Kaki w Interze.
-Kaka’ to mężczyzna podobny do Leonardo – jest przyjacielem dla wszystkich dzieci, zupełnie czysty, szczery chłopak. Wierzę jednak, że po wyleczeniu kontuzji, będzie chciał być pożytecznym dla madryckiego Realu i Jose Mourinho. Oczywiście, rozumiem zainteresowanie Kaką ze strony Leo, trener nie raz mówił mi o swoim rodaku.
Wierzy pan w możliwość obrony scudetto za Leonardo?
-Nasz zespół musi dogonić swoich bezpośrednich przeciwników. Powinniśmy zebrać wszystkie zaplanowane punkty i mieć nadzieję na to, że inni zepsują końcówkę sezonu.
Kogo może pan określić zawodnikiem, zdolnym do decydującego zrywu?
-Javiera Zanettiego – to wariant najbliższy ideału. Myślę też o Diego Milito, który może ściśle zbliżyć się do formy Zanettiego.
Najpiękniejszy moment dla siebie w 2010-ym roku pan już wybrał?
-Zwycięstwo w Madrycie zaprowadziło nas do Abu-Dhabi, dlatego stawiam właśnie na tę wygraną w finale Ligi Mistrzów na madryckim stadionie Santiago Bernabeu.
A najstraszniejszy?
-Prawdziwe nieszczęście, związane z Walterem Samuelem. Kiedy spotkałem się ze swoim środkowym obrońcą, widziałem rozpacz w jego oczach.
Najpiękniejszy gol 2010-ego roku?
-Bramka Samuela Eto’o przeciw Cagliari, skierowana z fantastyczną dokładnością. Ale najpiękniejsze, co było w tym epizodzie, to jego wola walki, którą daje drużynie. Znosząc wiele okropnych krzyków z trybun, Eto’o zwycięsko wykorzystał to na swoją korzyść.
„Interista” roku?
-Diego Milito: jego dwa dokładne uderzenia w finale Ligi Mistrzów dużo kosztują. Sneijder też kolosalnie grał na przestrzeni całego roku. W walce o Złotą Piłkę wygra Iniesta? Cóż, Sneijder to nasz Iniesta, przenoszący grę Interu na lepszą stronę.
Po niewiarygodnym roku 2010-ym przyszedł nowy, 2011-y. Pan Massimo czuje się bardziej podobny do ojca?
-Zawsze czuję, że znajduję się obok taty, ale futbol to taka gra, która zawsze czyni ludzi lepszymi. Rodzinie Morattich udało się na przestrzenie długiego okresu czasu zebrać do kolekcji mediolańskiego Interu wiele pucharów, trofeów, medali. Uważam, że to doskonały czas!
Komentarze (7)
<br />
No to np. Zanetti w meczu z Napoli, pokazal tym rajdem w 2 polowie, jak jest fizycznie wyniszczony <img src="/files/emoticons/28" alt="<smile>" />