
Brazylijski napastnik Adriano mógłby w swojej karierze sięgnąć po wszystko, ale niestety rodzinna tragedia pokrzyżowała jego plany. Na początku nowego milenium to właśnie on miał wejść w buty Ronaldo.
Brazylijskie Flamengo opuścił w 2001 roku i trafił do Serie A, gdzie grywał we Fiorentinie, Parmie, a ostatecznie w Interze Mediolan, do którego ponownie trafił w 2004 roku z Parmy za kwotę 23,4 miliona euro. Nie tracił także czasu na występy w reprezentacji Brazylii, gdzie zadebiutował w wieku 18 lat i utworzył niesamowity kwartet ofensywny razem z Ronaldo, Ronaldinho oraz Kaką.
W kluczowym momencie swojej kariery napastnik był katem pod bramką przeciwnika. Niesamowita prędkość, kontrola piłki oraz potężna siła szybko zdobywały Adriano światową sławę. I wszystko trwało do 2004, kiedy to napastnik otrzymał telefon z domu...
- Adriano miał ojca, który obserwował jego karierę i bardzo o nią dbał. Na początku sezonu 2004/05 stało się coś niewyobrażalnego. Otrzymał telefon z Brazylii, po którym dowiedział się, że jego ojciec zmarł... - mówił w 2017 Javier Zanetti - widziałem jego łzy. Rzucił telefonem i zaczął niewyobrażalnie krzyczeć. Od tego dnia razem z Morattim zadecydowaliśmy, że będziemy traktować go jak brata i chronić go.
- Nadal grał, nadal strzelał i dedykował swoje bramki ojcu. Niestety po tym telefonie już nigdy nie był taki sam. Chcieliśmy mu powiedzieć, że jest połączeniem Ronaldo i Ibrahimovicia, że może być lepszy od nich obu. Ale nie mogliśmy. Nie mogliśmy wyleczyć jego depresji i po dziś dzień mnie to prześladuje.
Adriano był zdeterminowany, aby uczynić swojego ojca dymnym i ciągle oddawał mu hołd zdobywając gola za golem. W ciągu tych dwóch sezonów zdobył 47 bramek dla Interu oraz 19 dla Brazylii. Przyczynił się do zdobycia przez Brazylię pucharu Copa America w 2004 roku oraz Pucharu Konfederacji rok później, a na poziomie klubowym sięgnął z Interem po czwarte z rzędu zwycięstwo w Serie A.
Pomimo tego, że Adriano na boisku wydawał się jedną całością to poza boiskiem był rozbity na tysiące kawałków.
- Tylko ja wiem, jak cierpiałem. Śmierć mojego ojca zostawiła wielką dziurę w moim sercu. Czułem się samotny i odizolowałem się od innych, kiedy zmarł. Byłem nieustannie smutny i miałem depresję, dlatego zacząłem pić. Czułem się szczęśliwy tylko pijany. Piłem wszystko co stało przede mną - wino, wódka, whisky, piwo... nie wiedziałem jak to ukryć. Stawiałem się na treningi pijany - mówił Il Imperator w wywiadzie dla R7 w 2018 roku.
W sezonie 2006/07 kariera Adriano zaczęła dramatycznie pikować w dół i było to efektem demonów, które ukryć próbował przed światem napastnik Interu. Reprezentacja Brazylii zrezygnowała z jego usług z powodu złego zachowania, a Mancini (trener Interu) odstawił go na ławkę z powodu imprezowania. Zamiast spędzić więcej czasu z rodziną Adriano zdecydował się odejść i za darmo został wypożyczony do Sao Paulo, a następnie dołączył do swojego pierwszego klubu - Flamengo. Powrót do ojczyzny na krótką chwilę podbudował Brazylijczyka, który zdobył 51 bramek w trakcie trzech sezonów i postarał się wrócić do Włoch, którego w 2010 roku pod swoje skrzydła przyjęła AS Roma. Niestety - po powrocie do Serie A nie udało mu się trafić do siatki nawet raz i po siedmiu miesiącach pożegnał się z Italią i wrócił do Brazylii.
W 2011 roku podpisał kontrakt z Corinthians, jednak na sześć miesięcy pożegnał się z boiskiem z powodu kontuzji ścięgna Achillesa. Później Brazylijczyk zaliczył już tylko krótkie epizody z Flamengo, Atletico Paranaense czy nawet Miami United, jednak nigdzie nie udało mu się wskrzesić poprzedniej iskry, która zgasła wraz ze śmiercią ojca.
38-letni Adriano od czterech lat nie grał profesjonalnie i musiał za pomocą swoich mediów społecznościowych potwierdzić, że... nadal żyje! Pojawiły się bowiem plotki, że gracz zmarł. Ibrahimović, który kochał grać u boku Brazylijczyka i nadal występuje na najwyższym poziomie, tak wspominał występy z Imperatorem.
- Grałem z wieloma mistrzami, z wieloma zawodnikami, którzy byli po prostu... WOW! Grałem z zawodnikami, którzy dopiero rozpoczynali kariery i stali się gwiazdami. Ale jedyny zawodnik, z którym mógłbym występować nieco dłużej a to się nie udało to Adriano, z którym grałem w Interze. Kiedy po raz pierwszy trafiłem do klubu powiedziałem do prezydenta: "Domagam się, aby Adriano został, ponieważ to jest piłkarz, z którym chcę grać. Chcę z nim grać przez to, jaki jest, był jak zwierze." Mógł strzelać z każdego kąta, nikt nie mógł go zatrzymać, nikt nie mógł zabrać mu piłki. Był prawdziwym zwierzęciem. 50% wszystkiego co robisz leży w głowie. Jeżeli tego nie masz to sprawy się komplikują. W tym wypadku bardzo cieszyła mnie gra z nim u boku, cieszę się że grałem z nim i przeciwko niemu. Szkoda, że trwało to tak krótko...
Komentarze (9)
połączenie Ibry z R9 to idealne określenie jak wyglądał na boisku, ale dalej był wyjątkowy po prostu L’Imperatore - „ Imperator (łac. 'rozkazodawca' od imperium od czasownika imperare 'rozkazywać; rządzić' i końcówki -tor oznaczającej sprawcę czynności)[1] – tytuł, który w czasach republiki żołnierze przyznawali w Rzymie zwycięskim wodzom, którzy samodzielnie prowadzili (suis auspiicis) i zwycięsko zakończyli wojnę, w której zabito minimum 5000 wrogów[2]. Przyznanie tytułu oznaczało, że wódz wykazał w boju, iż jest godnym władzy pochodzącej od bogów, jaką powierzył mu lud, oraz że bogowie mu sprzyjają.” masakra kiedyś to byli piłkarze i przydomki a teraz jakieś pistolery co się z kapiszonow wystrzelali w jeden sezon.