
Kiedyś gladiatorzy byli uznawani za największych brutali na świecie. Obecnie coraz rzadziej mamy do czynienia ze sportowcami, którzy na polu bitwy są w stanie oddać wszystko co mają najlepsze. Zaczyna brakować prawdziwych wojowników, chociażby na boisku, ale wśród wielkich medialnych gwiazd, uchował się jeden z nielicznych zawodników starego gatunku. Esteban Cuchu Cambiasso - niestrudzony, nieobliczalny i niezniszczalny - prawdziwy gladiator. Nie jest nim tylko ze względu na swoją boiskową pozycję, ale również jako osobowość, w której zakorzenił się kult twardziela z krwi i kości.
Początki
18 sierpnia 1980 roku, czasy gdy w Polsce podpisywano porozumienia sierpniowe, a w USA fotel prezydenta obejmował Ronald Reagan, na świat w stolicy Argentyny przychodził Esteban Cambiasso. Wychowywał się w spokojnych warunkach, nie musiał martwić się tym czy będzie miał co wsadzić do garnka, albo czy nie przypadkiem zostanie jutro napadnięty. Z początku wielki fanatyk koszykówki, inspirowały go gwiazdy NBA, a również uwielbiał grać z kolegami po szkolę w tę dyscyplinę. Po zdobyciu Mundialu przez Albicelestes w 1986 roku, naród opanował futbolowy szał, który dał się we znaki również Cambiasso i tak oto młody Esteban zmienił swoje hobby. Wielu młodych chłopców w tamtym okresie marzyło, by pójść w ślady legendarnych graczy tamtejszej ekipy - Maradony, Batisty czy Valdano, których usadowiono w Argentynie na równi z samym bogiem.
Zaczynał w miejskim ośrodku sportu, gdzie wraz z przyjaciółmi grał głównie dla przyjemności. Koledzy twierdzili, że posiada niebywały talent i powinien natychmiast wstąpić do pobliskiego klubu. Tak też się stało. Swój chrzest bojowy odbył w barwach Argentinos Juniors, którego barwy reprezentował do 16 roku życia, gdy jego niebywały talent dostrzegli skauci samego Realu Madryt. W Hiszpanii trenerzy starali się spokojnie przeprowadzić piłkarza przez młodzieńcze lata, stąd też bez żadnej presji ogrywał się w drugim zespole Królewskich, gdzie ukierunkowano go na pozycję defensywnego pomocnika. Już wtedy widziano w nim świetnego kompana pilnującego formację pomocy, ale i piłkarza, który miałby rozpoczynać szarżę zespołu do przodu.
Kiedy już ukończył 18 rok życia trenerzy klubowi zadecydowali o wypożyczeniu Cuchu do kraju, z którego się wywodzi. Był jeszcze za słaby, by móc występować w pierwszej drużynie Realu i uznano, że Argentyna będzie najlepszym miejscem na okrzepnięcie. Przez trzy lata występował w Independiente, a czwarty rok spędził w jednym z najbardziej utytułowanych zespołów w kraju, River Plate. Po świetnym sezonie w barwach tego drugiego teamu stwierdzono, że czas najwyższy włączyć piłkarza do pierwszej kadry Realu.
Do Madrytu trafił w najgorszym z możliwych momentów, przegapił on 9. triumf Los Blancos w rozgrywkach Champions League. Dla drużyny ze stolicy Hiszpanii w ciągu dwóch lat rozegrał zaledwie 41 spotkań, będąc głównie rezerwowym. Cuchu nie znajdował się w planach trenera i postanowiono się z nim pożegnać. Sytuację wykorzystał Inter Mediolan, który od razu zdecydował się na zatrudnienie Argentyńczyka z wolnego transferu.
Inter
Swój kolejny epizod, jak się potem okazało najpiękniejszy w karierze rozpoczął 1 lipca 2004 roku. To właśnie wtedy weszła w życie jego umowa z Interem. Wraz z nim barwy Il Biscione przyodział jego rodak, Juan Sebastian Veron. Obaj mieli z marszu stanowić o sile Interu, którego właściciel, Massimo Moratti chciał jak najszybciej zdetronizować odwiecznego przeciwnika w postaci Juventusu z tronu na Półwyspie Apenińskim. Już w pierwszym sezonie w barwach nowego klubu Cuchu rozegrał łącznie we wszystkich rozgrywkach 44 spotkania, w których dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. Jego postawa na boisku pomogła znacząco Interowi w zdobyciu Coppa Italia i 3. miejsca w lidze, ale to był dopiero początek wielkiej drogi ku chwale.
Już rok później udało mu się wywalczyć pierwsze Scudetto (słynna afera Calciopoli wywindowała Inter z 3. miejsca na sam szczyt), które stało się odnośnikiem, do zmian jakie zapanowały w hierarchii Calcio. Potem już nastąpił wysyp pucharów. Nie było sezonu, w którym Nerazzurri schodziliby z boiska bez trofeum, a Cambiasso był jedną z czołowych postaci nie tylko na boisku, ale i w szatni. Niekwestionowanym liderem był oczywiście Javier Zanetti, ale pozycja Cuchu wraz z latami rosła w siłę, aż został prawą ręką "Il Trattore" i jego najwierniejszym kompanem. Na przełomie lat 2005-2010 niezmordowany piłkarz walnie przyczyniał się do wielkich sukcesów klubowych. Co roku bezapelacyjnie zdobywał, wraz z teamem mistrzostwo Włoch, dokładając do tego dwie victorie w pucharze krajowym, ale najważniejszą chwilę w karierze przeżył 22 maja 2010 roku, gdy wraz z druhami sięgnął po creme de la creme klubowych rozgrywek w Europie - Champions League.
Najpiękniejszy dzień w życiu? Ten po finale Ligi Mistrzów. To była fantastyczna noc, zdobyliśmy Triplettę, a w dodatku zespół mojego brata awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej w Argentynie.
Esteban Cambiasso
Po odejściu Mourinho nadeszły lata posuchy, ciężko było obudzić się wszystkim w klubie ze snu, w który wprowadził ich wielki Portugalczyk, ale on wraz z Zanettim ciągle trwali przy wierze, że choć jeszcze raz uda się sięgnąć szczytu. Nie udało im się, ale w końcowej fazie swojego epizodu z Interem pełnił jakże niezwykłą funkcję - wprowadzał młodych i uzdolnionych do zespołu, przekonywał ich, że Mediolan to idealnie miejsce na rozwój. Wzbudzał szacunek w szatni i to jemu bez ogródek przyznano opaskę kapitana, gdy Zanetti nabawił się poważnej kontuzji. W swym ostatnim sezonie w barwach Nerazzurrich przejął opaskę na stałe po Zanettim, który leczył kontuzję, a w dodatku przestał być zawodnikiem pierwszego wyboru. Niezłomny Argentyńczyk nawet jeżeli grał słabo, to swoją postawą i wolą walki pokrzepiał serca partnerów, a wśród kibiców budził wielki podziw.
Dla Interu rozegrał łącznie we wszystkich rozgrywkach 431 spotkań i strzelił 51 bramek, co daje mu 11. miejsce pod względem występów w koszulce Interu w historii. Nie ma się czego wstydzić, a wręcz przeciwnie. Wyprzedzają go takie legendy jak Bergomi, Mazzola czy wspomniany wcześniej Zanetti. Oprócz tych fantastycznych statystyk, pozostawił dla tego zespołu coś jeszcze - serce.
Albicelestes
Debiut w kadrze narodowej zaliczył 20.12.2000r. w spotkaniu z Meksykiem, wygranym przez Argentynę 2:0. Swoją pierwszą bramkę ustrzelił 5 lat później w spotkaniu z Niemcami, podczas Pucharu Konfederacji. Tamto trafienie dało drużynie awans do półfinału rozgrywek z drugiego miejsca.
Z reprezentacją zaszedł do finału Copa America w 2007 roku i Pucharu Konfederacji dwa lata wcześniej. W obu przypadkach puchar Argentynie sprzed nosa zabierała Brazylia. Oprócz tego był uczestnikiem Mundialu w 2006 roku i Copa America w 2011 roku. Wcześniej w latach juniorskich sięgał po młodzieżowe Mistrzostwo Świata w 1997 i Copa Libertadores do lat 20 w 1997 i 1999 roku. Dla reprezentacji rozegrał łącznie 52 mecze, w których pięciokrotnie wpisał się na listę strzelców. Na szczególną uwagę zasługuje jego trafienie podczas MŚ w Niemczech, gdy Albicelestes ograli Serbię i Czarnogórę 6:0, a Cuchu wraz z partnerami koronkowo rozegrali akcję.
Miał też przykre wspomnienia związane z kadrą. W 2010 roku po zdobyciu Tripletty, ówczesny selekcjoner, Diego Maradona, ten sam który był dla niego największym idolem, postanowił zrezygnować z usług Cambiasso, jak i jego wiernego przyjaciela, Javiera Zanettiego, którzy Mundial musieli zobaczyć w telewizji. Argentyna poniosła wtedy klęskę, odpadając w ćwierćfinale, gdzie sromotne lanie spuścili im Niemcy wygrywając 4:0, a sam Maradona zrezygnował z prowadzenia kadry. Kto wie jakby się turniej potoczył, gdyby selekcjoner zabrał na turniej Cuchu, będącego w życiowej formie.
Sukcesy
Cambiasso - synonim triumfu. Tak najkrócej można opisać charyzmatycznego Argentyńczyka. W swojej karierze zdobył 24 różne puchary, z czego 15 z samym Interem. Pod tym względem jest najwybitniejszym Argentyńczykiem. Wyprzedza w tej klasyfikacji samego Alfredo Di Stefano (21 pucharów), nawet wielki Maradona, czy niezwykle medialny Messi nie dorównują osiągnięciami Cuchu. Oto lista jego zdobyczy:
River Plate:
Clausura 2002
Real Madryt:
Mistrzostwo Hiszpanii: 2003
Puchar Interkontynentalny: 2002
Superpuchar Europy: 2002
Superpuchar Hiszpanii: 2002
Inter Mediolan:
Liga Mistrzów: 2010
Mistrzostwo Włoch (x5): 2006, 2007, 2008, 2009, 2010
Puchar Włoch (x4): 2005, 2006, 2010, 2011
Superpuchar Włoch (x4): 2005, 2006, 2008, 2010
Klubowe Mistrzostwo Świata: 2010
Reprezentacyjne:
Młodzieżowe Mistrzostwo Ameryki Południowej U-20: 1997, 1999
Młodzieżowe Mistrzostwo Świata U-20: 1997
To dla mnie wielka satysfakcja. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy, a tym większy prestiż, że w naszym kraju jest mnóstwo graczy, którzy tworzyli historię i są postrzegani jako bohaterzy narodowi. Czy rekord ten będzie wiecznie należał do mnie? A Skąd! Myślę, że Messi prędzej czy później go pobije. To najlepszy piłkarz jakiego miała Argentyna.
Esteban Cambiasso
Mówcie mi Cuchu
Zawodnik jest doskonale znany ze swojego przydomka - Cuchu. Nazywano go tak już, kiedy był nastolatkiem. Ksywka wywodzi się od imienia starszej siwej postaci, która ukazywała się w argentyńskiej telewizji, Cuchuflito. Podobno znajomym Cambiasso tak przypominał wspomnianą postać, że wręcz zastanawiano się czy oni nie są ze sobą powiązani. Pseudonim tak do niego przyległ, że nikt do niego nie zwraca się po imieniu. Gdy raz miał okazję powitać nowego zawodnika w klubie, ten przywitał go po imieniu, na co Argentyńczyk odpowiedział: Mów mi Cuchu!
Tajemnicą poliszynela jest jego przyjaźń z Javierem Zanettim. Obaj od wielu lat współpracują ze sobą nie tylko na boisku, ale i poza nim. Są oni założycielami fundacji o nazwie Leoni di Potrero, która szkoli młodych adeptów futbolu z biednych rodzin. Spotykają się ze sobą nie tylko w ośrodku treningowym, ale i w swoich domach czy na przeróżnych imprezach. Są niczym jeden organizm w dwóch ciałach.
Co będzie robić Cuchu po zakończeniu kariery? Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że będę mógł to robić razem z nim.
Javier Zanetti
Fascynująca postać, cicha woda. Oprócz piłki od małego jest zafascynowany koszykówką. Uwielbia oglądać stare mecze z udziałem swojego największego idola, Michaela Jordana. Nie zapomina o teraźniejszości i z wielkim zainteresowaniem przygląda się rozgrywkom NBA. Jak ucieka od emocji, które gromadzą się w nim po spotkaniu? Wracając do domu rozwiązuje w zaciszu swojego pokoju krzyżówki. Jego ulubionym filmem jest Obłędny rycerz, a muzyka, w której gustuje to argentyński rock, choć nie gardzi wcale tym klasycznym, wywodzącym się z USA. Jego wielką obsesją są gry komputerowe. Jak sam kiedyś przyznał, gdyby nie praca mógłby przed konsolą spędzić cały dzień.
Nie wypada nic wspomnieć o rodzinie. Esteban ma żonę, Claudię, z którą ma syna Dantego. Dumny ojciec pragnie, by syn poszedł w jego ślady i również został piłkarzem. Wcześniej też już był żonaty. Z tamtego związku pozostała mu córka, Victoria. Nie tylko Cuchu w rodzinie jest związany ze sportem. Jego ojciec był zawodowym koszykarzem, natomiast starszy brat, Nicolas był bramkarzem. On tak jak i brat wyjechał w wieku 16 lat do akademii Realu, jednak nie zdołał się przebić i powrócił do kraju, gdzie najczęściej reprezentował zespoły z zaplecza elity.
Gdyby nie Nicolas nie wiadomo czy byłbym piłkarzem. To on mnie zachęcał, abym spróbował swych sił i skończyło się lepiej niż przypuszczałem!
Esteban Cambiasso
Wielki piłkarz, który zostanie zapamiętany jako prawdziwy wojownik. Typowy defensywny pomocnik z krwi i kości, wyznawca idei, że ciężka praca prowadzi do sukcesu. Jeden z ostatnich piłkarzy, który dla barw klubowych i narodowych byłby w stanie wypruć sobie flaki. Prawdziwy przywódca, pocieszyciel, przyjaciel i wierny kompan - takiego zapamiętają go przyjaciele z boiska. Gladiator, ideał i wierny żołnierz - tak natomiast będą o nim śpiewać trybuny na Curva Nord Milano. Piłkarz, którego świat będzie wspominał z nostalgią. Choć dla czarno-niebieskich barw więcej zrobili Bergomi, Zanetti, Facchetti czy Meazza, to Cambiasso śmiało można umieścić w tym poczcie legend klubowych.
Ludzie umierają, ale pamięć o odchodzących argentyńskich legendach będzie nieśmiertelna. Kibice pragną by jedną z trybun nazwać na cześć Javiera Zanettiego, jednak na prawo od tego sektora powinien się znaleźć skrawek poświęcony Cuchu. Byłoby to świetne ukazanie historii Interu, za czasów dwóch mistycznych Argentyńczyków, a wszyscy dzięki temu zapamiętaliby, że obok wielkiego Il Capitano był jeszcze inny niesamowity gladiator. Człowiek niezależny, spokojny, racjonalny, ale i waleczny, a również oddany pewnym regułom i zasadom. Jakby przybył z innej epoki, jakby to nie były jego czasy. W czasach komercjalizacji i wyzysku, gdzie zawodnicy ślepo podążają za blaskiem reflektorów i pieniędzy, pozostaje nie tylko tifosim Interu, ale i wszystkim fanom futbolu liczyć na to, że będzie nam jeszcze dane obejrzeć na murawie kogoś takiego jak Esteban Cambiasso.
Komentarze (7)
Wielki piłkarz. Mógł jeszcze zostać z nami.
Forza CUCHU i powodzenia
Może kiedyś wróci jako trener