
Diego Milito, jedna z ikon pamiętnego sezonu 09/10 zwieńczonego Triplettą, udzielił obszernego wywiadu dla TyC Sports, w którym mówił między innymi o swojej przygodzie z ekipą Nerazzurrich, Lautaro Martinezie oraz gali Złotej Piłki.
- Dużo rozmawiam z Lautim, mamy świetne relacje. Znam go od czasów, kiedy był bardzo młody. To niezwykły facet, jestem szczęśliwy, że jest coraz lepszy i wiem, że będzie lepszy ode mnie. Osiąga niezwykłe wyniki. Złota Piłka? Byłem zdumiony, ponieważ miał niezwykły rok i mógł ją z łatwością wygrać.
O Jose Mourinho:
- Na zewnątrz ma inną twarz, ale w szatni jest zupełnie inny. Na zewnątrz wydaje się być "złem", które chroni drużynę i zmniejsza presję, ale w środku jest bardzo miłą osobą. Osobiście mieliśmy niezwykłą więź. Kiedy podpisałem kontrakt z Interem zadzwonił do mnie, aby mnie powitać, a ja powiedziałem, że chcę koszulkę z numerem 22. W tym czasie zajmował ją Paolo Orlandoni. Nie nalegałem na ten numer i zapewniłem, że nie będzie to problemem. Mourinho jednak załatwił sprawę z Paolo i mogłem występować ze swoim ulubionym numerem.
- Pewnego dnia na trening przyszedł mój ojciec i nie chciał w ogóle zwracać na siebie uwagi, ale Jose powiedział do mnie "Diego, to Twój tata, prawda?". Przytaknąłem, a Jose poszedł po niego i powiedział "Nie widzisz stąd treningu, chodź ze mną". Zrobiliśmy z chłopakami kółko dookoła boiska i po powrocie zobaczyłem, że Jose stoi z moim staruszkiem.
O początkach w Interze:
- Jeden z pierwszych meczów, jakie rozegrałem w barwach Interu, był przeciwko Genoi — klubowi, z którego odszedłem w dość „delikatnych” okolicznościach. Przed spotkaniem chciałem wejść do szatni i przywitać się z moimi byłymi kolegami z drużyny, z którymi jeszcze trzy miesiące wcześniej dzieliłem codzienne treningi. Pod koniec pierwszej połowy, kiedy schodziłem do szatni, trener powiedział do mnie: „Diego, co jest? Nie chcesz grać? Jaki masz problem? Jeśli nie chcesz, zdejmę cię i wstawię kogoś innego”. Powiedział to na oczach wszystkich. I miał rację.
Oczywiście, nie chodziło o to, że nie chciałem grać. Po prostu ten mecz był dla mnie trudny emocjonalnie, bo dotykał mnie osobiście. Mimo to odpowiedziałem: „Nie, José, wszystko jest w porządku”. Trener miał niezwykłą wrażliwość.
O finale Ligi Mistrzów:
- To był mecz marzeń, zarówno dla mnie, jak i dla całej drużyny. Byliśmy naprawdę przekonani, że możemy wygrać. Mieliśmy doświadczonych zawodników i silny zespół. Zwycięstwo nad Barceloną dodało nam ogromnej pewności siebie. Półfinał był wspaniałym widowiskiem, a już wcześniej w fazie grupowej rzuciliśmy wyzwanie Barcelonie. To były spektakularne mecze. Do dziś pamiętam tamten wyścig na Camp Nou…
Komentarze (3)