
Wczoraj w ramach meczu 37. kolejki Serie A Inter pokonał Lazio 4-1. Był to mecz pożegnalny z kibicami Interu wielkiego kapitana tego zespołu, Javiera Zanettiego. Oto co o spotkaniu i całej uroczystości sądzą nasi redaktorzy, a także dwóch użytkowników naszego serwisu.
AlwaysRemember: Dzisiejsze spotkanie do przede wszystkim pożegnanie z Il Capitano, z wielkim Javierem Zanettim. Nie ukrywam, że emocje związane z tym wydarzeniem doprowadziły nawet do łez, bowiem od kiedy się urodziłem Inter kojarzył się z Zanettim, a Zanetti z Interem. Teraz już więcej nie zobaczymy go w trykocie Interu, nie przedrybluje całego boiska, nie pokaże walki Fair Play. Mam nadzieję, że szybko dostanie od klubu posadę, która utrzyma go blisko klubu. W kontekście pożegnań wygląda na to, że odejście Samuela, Castellazziego, Milito oraz Cambiasso jest pewne, chociaż tego ostatniego wolałbym zatrzymać na kolejny sezon. Jeżeli zaś chodzi o samo spotkanie to podzieliło się ono na dwie części: część należąca do Kovacicia i część należąca do Samira Handanovicia. W pierwszej połowie młody Chorwat rządził i dzielił pomocą, posłał dwie, idealne piłki kończące się bramką, dryblował, zastawiał się, przejmował i wyprowadzał piłkę. Szybko stracona bramka nie napawała optymizmem, ale Nerazzurri pokazali klasę i w ostateczności szybko odpowiedzieli na straconą bramkę i dali Zanettiemu to, na co zasłużył - odejście w glorii zwycięstwa. Druga połowa należała do Samira Handanovicia, który musiał powstrzymywać nasilające się ataki Lazio. Robił to w fenomenalny sposób, popisując się refleksem i zwinnością. Jednak można było zauważyć klasyczny błąd Interu - po wyjściu na prowadzenie odpuszczają grę. Na szczęście obyło się bez konsekwencji, a występ Interu w Lidze Europejskiej jest już pewny. Na duży minus dzisiaj Mazzarri, który wystawił Kuzmanovicia. Serb był totalną pomyłką w tym spotkaniu. Zrehabilitował się potem co prawda wprowadzeniem Taidera. Inne minusy? Słaba gra na skrzydłach, ale to piszemy w sumie w każdym podsumowaniu. Miejmy nadzieję, że w Chievo też zagramy na plus i godnie pożegnamy się z tym sezonem. Javier - dziękuję za wszystko, byłeś, jesteś i będziesz symbolem Interu i postawy dobrego człowieka.
Sinolog: Głównym wydarzeniem dzisiejszego spotkania było oczywiście pożegnanie z kibicami wieloletniego kapitana Interu, Javiera Zanettiego. Były to chwile pełne wzruszenia. Zarówno sam Zanetti, jak i każdy kibic na stadionie, a także przed telewizorem przeżyli dziś prawdziwy rollercoaster emocjonalny. Świetny humor po wygranym spotkaniu został natychmiast zastąpiony przez morze łez wypływające z oczu każdego gracza i wiernego kibica klubu. Dzisiejszy dzień był zakończeniem pewnej epoki w historii Interu. Ten klub już nigdy nie będzie taki sam, nie bez wielkiego IL CAPITANO.
Jeśli chodzi o mecz, to na szczególne pochwały zasłużyli sobie dziś dwaj zawodnicy. Kapitalne spotkanie rozegrał młody Mateo Kovacic. Chorwat zaliczył trzy genialne asysty w trakcie meczu i był wczoraj prawdziwym liderem drużyny, który poprowadził Inter do zwycięstwa. Drugą osobą, którą warto dziś wyróżnić jest nasz niezawodny bramkarz. Samir bronił dziś jak w transie i gdyby nie kilka jego świetnych interwencji, to wynik końcowy mógł być zupełnie inny.
hQ: Mieszane uczucia będą targać mną przez całą noc po dzisiejszym wieczorze. Wygraliśmy pewnie i zasłużenie w bardzo ważnym meczu, który zdecydowanie nas przybliżył do gry w Lidze Europejskiej w przyszłym sezonie. Dzisiaj na boisku grą wyróżniali się nasi bałkańscy zawodnicy. Samir Handanovic, szczególnie w drugiej połowie, popisywał się świetnym refleksem i gdyby nie jego pewna gra na linii jak i w powietrzu, Inter mógłby tego meczu nie wygrać. O ile występ Samira (czy też Semira) można uznać za bardzo dobry, o tyle spektakl Mateo Kovacicia trzeba uznać za perfekcyjny. 3 asysty, jedna piękniejsza od drugiej. W drugiej linii przyćmił Hernanesa, któremu pomógł w dużym stopniu podwyższyć jego ocenę za mecz, asystując mu przy bramce. Brazylijczyk był kompletnie niewidoczny. Z resztą podobnie jak Mauro Icardi, który otrzymał tak fenomenalną piłkę od Kovacicia, że musiał strzelić bramkę. Po prostu nie wypada nie skorzystać z takiej piłki od partnera. Bardzo dobrze spisywała się nasza obrona. Mimo, że na boisku nasi defensorzy pojawili się kilka minut później niż zawodnicy Lazio, to z minuty na minutę Rzymianie nie mieli pomysłu, jak zaatakować bramkę Handanovicia. Goście ograniczali się do strzałów z dystansu, indywidualnych popisów ‘Seydou’ Keity Balde oraz wrzutek do Miroslava Klose, który raz po raz odbijał się od argentyńskiej ściany – Waltera Samuela. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Ranocchia. Jego występ oceniam na bardzo dobry, mimo zaspania przy kryciu Biavy w drugiej połowie. Nasze boki grały na swoim zwykłym poziomie. Nagatomo tradycyjnie wrzucał na oślep, jego dryblingi jak zwykle nie przynosiły efektów, ale jego przeciętny występ został polepszony zaliczeniem asysty. Z drugiej strony Jonathan nie popisał się niczym szczególnym, a wejście Zanettiego – co zrozumiałe – pobudziło trybuny. I tutaj mam trochę pretensji do Waltera Mazzarriego. O ile wiadomo, że Zanetti nie jest zawodnikiem stworzonym na naszą prawą stronę, o tyle trzeba sobie powiedzieć, że Il Capitano jest o wiele bardziej dynamicznym, lepiej kontrolującym piłkę oraz silniejszym i wytrzymalszym zawodnikiem niż Jonathan. Biorąc do tego pod uwagę, że to był ostatni mecz Javiera na Giuseppe Meazza, jestem podirytowany, że nie zagrał od pierwszej minuty. Właśnie, ostatni mecz Il Capitano na własnym stadionie, we własnym domu. Dziwnie będzie oglądać Inter bez Zanettiego w składzie (czy nawet na ławce). Coś się kończy, coś się zaczyna. Javier Zanetti 4ever.
Bogdan: Stało się. Stało się coś, czego żaden z Interistów się nie spodziewał, ale kiedyś musiało to nastąpić... pożegnalny wieczór Javiera Zanettiego ze Stadio Giuseppe Meazza. To wydarzenie przebiło wszystko. W sobotę liczył się tylko Il Capitano. To była jego noc. Nie da się ukryć, że cały stadion i każdy z nas czekał na wejście Zanettiego. Jestem przekonany, że wejście w 52. minucie spotkania sprawiło, że każdemu z nas serce mocniej zabiło. Tyle lat wspaniałej historii zawodnika, który zawsze był fair, który zawsze był gentlemanem bez względu na wszystko. Pełna klasa. Kończy się pewna epoka, epoka Tripletty, gdzie Javier Zanetti wzniósł puchar Ligi Mistrzów. W maju 2010 roku były 3 wielkie finały, pierwszy w Rzymie, drugi w Sienie i trzeci w Madrycie. Cztery lata później, również w maju, odbył się kolejny wielki finał. Mecz, w którym Wielki Javier Zanetti żegna się z Interem. Może brzmi to jak pean, ale taki zawodnik na to zasługuje. Nie ma co rozpisywać się o wyjściowej jedenastce, czy o tym, że Mazzarri jest tym, który ma trenować Nerazzurrich w następnym sezonie, podczas meczu 37. Kolejki Serie A liczył się tylko Javier. Ponad 1000 spotkań, tylko 2 czerwone kartki, tak wiele trofeów. Bez swojego Il Capitano Inter już nie będzie taki sam. Kolejny numer ma zostać zastrzeżony. Po wielkim Giacinto Facchettim, tego zaszczytu najprawdopodobniej dostąpi Javier Zanetti. Grandissimo Capitano! Jeśli chodzi o sam przebieg meczu, to wspomnę o trzech zawodnikach. Bardzo dobre spotkanie rozegrał Kovacić, który zaliczył wspaniałe trzy asysty. Samir Handanović klasa sama w sobie. Jego interwencje potwierdzają, że jest pewnym punktem Interu. Ostatnim zawodnikiem, o którym wspomnę będzie Zanetti. Pokazał swoją ogromną wolę walki. Mimo swojego wieku miał kilka rajdów, w których zostawiał w tyle o wiele lat młodszych przeciwników. Jaki będzie Inter w przyszłym sezonie? Trudno przewidzieć, oby Pupi był częścią projektu Thohira na przyszły sezon, bo Inter to Zanetti, a Zanetti to Inter. Podczas sobotniego meczu z Lazio byliśmy świadkami pożegnania Legendy Interu. Grazie Zanetti! Un Capitano, c’e solo un Capitano!
Komentarze (1)