
Uważany za jednego z najlepszych speców w swym fachu, cechuje go spokój, opanowanie, a również niebywały styl. Tak w jednym zdaniu można opisać Roberto Manciniego, osobę niezwykle docenianą i chwaloną za swój kunszt trenerski, jednak czy słusznie? Czy dokonał czegoś więcej niż reszta aspirujących ku wielkości szkoleniowców, a może po prostu uśmiechnęła się do niego fortuna? Mimo iż był tam, gdzie chciałoby być wielu trenerów życie go nie rozpieszczało. Typowy przykład człowieka paradoksów - dokonywał wielkich rzeczy, by odchodzić jako przegrany. Przypadek który dotykał go przez całą trenerską karierę.
Roberto Mancini - wybitny piłkarz, utytułowany trener. Większość swojej kariery spędził w Sampdorii, z którą odnosił największe sukcesy. Z ekipą ze stolicy Ligurii zdobył Scudetto, czterokrotnie Coppa Italia i Puchar Zdobywców Pucharów. Wielokrotny reprezentant Azzurri, zwieńczeniem jego reprezentacyjnego epizodu było zdobycie 3. miejsca na Mundialu w 1990 roku. Korki na kołku zawiesił w lutym 2001 roku, a ostatni klub w jakim grał było angielskie Leicester City. Powodem zakończenia kariery była kontuzja, która wykluczyła go z gry na kilka miesięcy.
Podczas urazu Mancini przymierzał się do wejścia w garnitur. Nie musiał długo czekać na swoją szansę, gdyż jeszcze tego samego roku jego usługami była zainteresowana Fiorentina. Fatih Terim wyleciał z Florencji po serii nieudanych spotkań, a stery nad klubem powierzono niedoświadczonemu Manciniemu. Fiołki znajdowały się w poważnym kryzysie ekonomicznym. W pierwszym niepełnym sezonie swych rządów zdołał zdobyć Coppa Italia. Duża w tym zasługa genialnego Francesco Toldo, brylującego w drugiej linii Rui Costy i przeżywającego swoją drugą młodość Enrico Chiesy, który w tamtym sezonie strzelał jak na zawołanie. Latem zespół czekała prawdziwa rewolucja. Costa i Toldo zostali sprzedani odpowiednio do Milanu i Interu, większość nowego teamu tworzyli Włosi, jedynie ostał się Chiesa. W trakcie sezonu Mancini znalazł się jednak w podbramkowej sytuacji. Chiesa doznał kontuzji kolana, a zespół raził nieskutecznością. Piłkarze zaczęli się domagać zaległych pensji, zespół okupował dno tabeli, więc i Mancini postanowił w wyniku fatalnej sytuacji odejść. Złożył rezygnację w styczniu 2002 roku, a kilka miesięcy później zespół spadł do Serie C.
Praca jaką wykonał w Fiorentinie zaowocowała znalezieniem nowego pracodawcy. W maju 2002 roku desygnowano go na nowego szkoleniowca stołecznego Lazio. I znów musiał mierzyć się z problemami finansowymi. W wyniku budżetowych braków Biancocelestich pożegnali Alessandro Nesta i Hernan Crespo. Był to okres, kiedy gasła gwiazda rzymskiego klubu, mimo to Mancini nie mógł narzekać na kadrę jaką dysponował. W jego zespole znajdowały się takie indywidualności jak Mihajlović, Stam, Simeone i Stanković, a całość dopełniał niezwykle skuteczny Claudio Lopez. Pierwszy sezon zakończył na 4. miejscu w lidze, a w półfinale Pucharu UEFA został wyeliminowany przez Jose Mourinho i jego Porto. W drugim sezonie kadra Manciniego pozostała bez zmian, mimo to w Serie A zajął dopiero 6. miejsce, a w Lidze Mistrzów odpadł już w fazie grupowej. Wydawać się może, że był to dla Lazio nieudany sezon, gdyby nie fakt, że Mancini poprowadził zespół do zwycięstwa w Pucharze Włoch. Już kilka tygodni później Mancio w klubie nie było, zdecydował się zamienić Rzym na Mediolan.
Wybierając Inter wiedział, że jest to dla niego niebywały awans, jednak praca ta wiązała się z pewnym ryzykiem. Massimo Moratti miał dość sytuacji, w której wydawał bajońskie sumy na piłkarzy, a Mercato przegrywał z odwiecznym rywalem - Juventusem. Cierpliwość, a raczej jej brak powodowała, że prezydent Nerazzurrich zmieniał trenerów częściej niż garnitur, w którym się pokazywał. Żądza sukcesu była tak duża, że nowy szkoleniowiec nie mógł sobie pozwolić na wpadkę. Pierwszy sezon zakończył na 3. pozycji, jednak zdobył krajowy puchar co uratowało go przed zwolnieniem. Scudetto znów zgarnął Juventus. Tę bitwę przegrał, ale wojna wciąż była do wygrania. Następny sezon po raz kolejny zakończył na 3. miejscu, jednak to tylko boiskowa wersja wydarzeń. Całą Italią wstrząsnęła afera Calciopoli na mocy której Juventus utracił mistrzostwo, a drugiemu Milanowi odjęto połowę punktów. W ten oto sposób Mancini mógł cieszyć się z pierwszego Scudetto. W późniejszych latach Inter był hegemonem w Serie A, któremu nikt nie mógł zagrozić. Zespół kroczył od trofeum do trofeum, marzenia Morattiego o dominacji na krajowym podwórku wreszcie się ziściły, jednak włoski trener nie był w stanie zaistnieć na europejskiej arenie. Był jak mrówka przy słoniu, którą można po prostu rozdeptać.
Czas leciał nieubłaganie, silna pozycja Manciniego zaczęła słabnąć, właściciel poszukiwał nowego generała, który poprowadzi żołnierzy do zwycięstwa w Europie i jak na złość dla Manciniego znalazł go. Najpierw kres jego rządom położył Liverpool, a dokładniej Fernando Torres, który zdobywając dla The Reds bramkę w rewanżu na San Siro zapewnił awans swojej drużynie do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, a następnie człowiek, który pogrążył Manciniego przed laty - Jose Mourinho. Portugalski szkoleniowiec uchodzący za najlepszego trenera na świecie stwierdził w jednej z wypowiedzi iż Mediolan będzie nowym miejscem jego pracy co ostatecznie strąciło z tronu Manciniego. Po wspomnianym wyżej spotkaniu z Liverpoolem szkoleniowiec powiedział, że czas jego w Mediolanie dobiegł końca i z początkiem następnego sezonu rozpocznie poszukiwania nowego pracodawcy. Kilka tygodni później odwoływał się od tamtych słów, jednak Massimo Moratti po tamtym incydencie postawił przy jego nazwisku krzyżyk i faktycznie z końcem rozgrywek pożegnał się z pracą. Kibice również nie wzięli wtedy w obronę trenera, oni sami jak ich prezydent oczekiwali na nowego bossa, który jak się później okazało miał poprowadzić Inter do Tripletty.
Włoch nie musiał jednak zbyt długo czekać na kolejną szansę. Wielkie aspiracje miał w tym czasie zarządzany przez szejków z Półwyspu Arabskiego Manchester City i to właśnie oni zagięli parol na Manciniego. Po raz kolejny udało mu się trafić na właściciela, dla którego cena nie gra roli, dlatego też każda zachcianka trenera została spełniana. Po kilku latach pod wodzą Mancio klub wyrósł na topową siłę Premier League, nie obyło się jednak bez pomocy wszechobecnego pieniądza. Szaleństwo rozpętało się w przeciągu dwóch lat (2011-2013) kiedy to klub z Etihad Stadium wydał na samych piłkarzy 180 milionów euro! Takiego budżetu nie gwarantował nawet Massimo Moratti, a jednak The Citizens nigdy byli tak potężni jak Inter. Oczywiście co innego jest się mierzyć w wyrównanej Premier League, a co innego w Serie A bez Juventusu i z osłabionym Milanem. W angielski klimat dość szybko się wkomponował, zdobywając w swym drugim sezonie pracy z klubem FA Cup, a rok później triumfował w lidze pokonując na finiszu samego Sir Alexa Fergusona i jego Czerwone Diabły.
Dalej miał jednak coś do udowodnienia światu po tym jak wyrzucono go z Interu. Z początku pozwał swojego byłego pracodawcę do sądu o przedwczesne rozwiązanie kontraktu. Rozprawę wygrał i poszedł za ciosem. Wykupił z Mediolanu Mario Balotellego, z którym nie potrafił sobie poradzić Mourinho. Mancini uznał, że da radę okiełznać krnąbrnego i skandalicznego zawodnika. Dla Włocha zawsze najważniejsza była harmonia w szatni, jednak sam Balotelli robił wszystko by ten spokój zaburzyć. To on wielokrotnie popadał w konflikt z prawem, był udręką dla części kolegów klubowych, trener również nie miał z nim łatwego życia. Najbardziej pamiętna sprzeczka w relacjach Mancini - Balotelli miała miejsce w jesienią 2012 roku, gdy młody Włoch wdał się w bójkę z trenerem. Po tym zdarzeniu zawodnik opuścił City na rzecz ukochanego AC Milan, a dla Manciniego tamten incydent stał się odnośnikiem do jego późniejszego upadku. Atmosfera w szatni zaczęła robić się napięta, prezydium było rozczarowane grą zespołu jak i wynikami. Nożem w plecy dla Mancio okazało się ostatnie miejsce w grupie Ligi Mistrzów, gdzie przegrał z BVB, Realem i Ajaxem. Wtedy brukowce zaczęły odliczać dni do wyroku. Pozostała walka w lidze, którą sromotnie przegrał z United, ostatnią deską ratunku był finał Pucharu Anglii ze słabiutkim Wigan. Roberto Martinez zaskoczył całą Anglię i zdetronizował Roberto Manciniego wygrywając na Wembley 1:0, a decydujący cios jego zespół zadał w doliczonym czasie gry. Po tamtym spotkaniu wszyscy chcieli jego głowy, którą ostatecznie rozwścieczeni kibice otrzymali. Włoch po finale dowiedział się, że będzie musiał poszukać nowego pracodawcy. Znów mimo wielkich czynów został wygwizdany i odchodził w złym świetle.
Wydawało się, że to koniec przygody Manciniego z wielkim futbolem, że będzie musiał zejść tam gdzie zaczynał, by znów móc wrócić na salony, jednak dłoń wyciągnął do niego właściciel Galatasaray. Fatih Terim wybrał reprezentację narodową, więc Galata potrzebowała nowego wodza. Wybór padł na doświadczonego Włocha. Do dyspozycji znów ma gwiazdy - Drogbę, Buraka, Sneijdera czy Muslere, a do tego spory budżet na transfery. W lidze za bardzo nie ma z kim rywalizować, chyba, że sam ze sobą. Póki co wodzi mu się nieźle. Zimą wyrzucił Starą Damę z elitarnych rozgrywek, a obecnie prowadzi zażarty bój z Chelsea o ćwierćfinał. Patrząc na losy Manciniego wydaje się, że Stambuł jest ostatnim światełkiem nadziei w karierze trenerskiej Włocha.
Zdobywając ogromną ilość trofeów wszyscy mają wątpliwości, co do jego jakości. Nigdy w życiu bowiem nie prowadził przeciętnego zespołu jak na przykład Pellegrini czy Klopp, którzy odpowiednio z Villareal i BVB uczynili drużyny klasy europejskiej. Zawsze miał z górki, trafiał na rozrzutnych właścicieli, którzy mu ufali jak powiernikowi. Po rozstaniu z pracodawcą zawsze starał się mu wbić nóż w plecy. Aktualnie krytykuje obecną politykę The Citizens i twierdzi, że dzisiejsza pozycja klubu w świecie to tylko i wyłącznie jego zasługa. Warto odnotować, że dokładnie w takim samym tonie się wypowiadał, gdy Mourinho zdobywał Triplette. Jednak czy to wszystko to faktycznie jego dzieło? Juventus teoretycznie strącił z tronu, ale to jednak sam Juventus zadał sobie decydujący cios w postaci Calciopoli. W Manchesterze zbudował wszystko na pieniądzach i bezmyślności szejków. Nie można powiedzieć, że Mancini nie zrobił niczego, ale na pewno nie jest też stuprocentowym autorem wszystkich sukcesów. Niebywale kontrowersyjny w swych wypowiedziach, czasami potrafi dolać oliwy do ognia i wywołać niemałą burzę wśród tabloidów. Szkoleniowiec, który prezentuje klasę na boisku, charakteryzując się eleganckim płaszczem bądź marynarką i gustownym szalem w barwach klubowych, nie zawsze potrafi zachować się równie kulturalnie co na stadionie. Czy będzie w stanie wrócić na szczyt światowej rozgrywki, czy może jednak pokaże w Stambule wszystkim, że jest mocny tylko w gębie, a jego dotychczasowe osiągnięcia były kwestią przypadku? Czas zaprezentuje efekty pracy Manciniego, on sam wie, że musi go spożytkować jak najlepiej.
Komentarze (13)
Jedynym prawdziwym wyczynem było bodajże prawie 100 pkt w lidze, podziwiałbym to bardziej, gdybyśmy nie mieli genialnego Szweda.
Z tym Liverpoolem o kt w newsie dużo złego zrobił sędzia i znienawidzony przeze mnie symulant Torres.
Pozdr.