
Jego arsenał okazał się niestety przerostem formy nad treścią. Pierwszy falstart zaliczył w Fc Barcelonie. Wszyscy byli zaskoczeni, że w ofensywnej i „luźnej” lidze hiszpańskiej Quaresma miał problem by w ogóle grać.
Szybko zakończył przygodę z Barcą i wrócił do Portugalii. Była to, jak się później okazało, jedyna dobra decyzja w jego karierze. Nie przesadzę, nazywając Porto portugalskim hegemonem. Tam właśnie trafił „Ricky”, mając w pełni warunki by zacząć grać tak jak lubił. Grał naprawdę solidnie, wnosząc spory wkład w sukcesy mistrza Portugalii. Każdy mecz okraszał seriami pięknych zwodów, sztuczek technicznych, niekonwencjonalnych zagrań, efektownych podań i strzałów.
[hide]
Ricardo stał się gwiazdą przede wszystkim… YouTube i mediów. Panująca moda na „freestyle” i dość efektowne życie prywatne wypchnęły Quaresme na panteon bogów. Dla fanów był najlepszy na świecie. Stał się dla nich wzorem do naśladowania, a jego zagrania punktem odniesienia. Stał się bogiem swoich wyznawców (dla niektórych nawet Złota Piłka nie premiowała innego Portugalczyka, Cristiano Ronaldo do tytułu najlepszego skrzydłowego na świecie, bo był nim przecież Quaresma). Jego nazwisko sprzedawało się świetnie i wszyscy byli szczęśliwi, a tego morza radości nie byli wstanie zmącić zatwardziali krytycy, doszukujący się dziur w całym takich jak dyscyplina taktyczna czy gra zespołowa.
„RQ” wygrał w Portugalii wszystko. Przeniósł się za sporą kwotę (24,500,000 Euro) do Interu Mediolan, kolejnego hegemona tyle, że boisk Serie A. Pod okiem swojego rodaka, Jose Mourinho (uważanego za jednego z najlepszych szkoleniowców świata) Ricardo miał stać się gwiazdą, zarówno medialną jak i piłkarską, Włoch. Tak się jednak nie stało. Jak złe wspomnienia powrócił koszmar z Barcelony. Quaresma miał problem z „załapaniem się” do składu Mediolańczyków. Gdy już grał, grał źle. Absolutnie nic nie wnosił do gry (choć się starał). Mimo, że zatracił swoja dużą przydatność dla zespołu, jaką niewątpliwie miał w Porto, wciąż prezentował swoją popisową technikę. Jego fanom to wystarczyło. Pozostawali głusi na heretycką krytykę.
A krytyka narastała i była spora, bo oczekiwania były spore. Po słabym początku sezonu Quaresma odpłynął do głębin rezerw Interu. Zamiast Złotej Piłki zdobył… Złoty Bidon – nagrodę dla największego niewypału ligi. Nawet najwierniejsi fani pogodzili się z okrutnie jasnym faktem. Ale nie zatracili wiary w swego boga. Oczekiwali jego rychłego zmartwychwstania, które nie nastąpiło ani podczas wypożyczenia do Chelsea, ani z początkiem nowego sezonu. Część wciąż na nie czeka krytykując Jose Mourinho za brak wiary w zawodnika i kibiców za stwarzanie presji. Nawiązują ciągle, burzliwe dyskusje z przeciwnikami „Rickiego”na temat przyszłości Portugalczyka. Wytykają niewiernym … brak wiary (zjawisko to z pewnością wystąpi w komentarzach pod tym felietonem).
Pomimo faktu, że od ponad roku Quaresma nie zdobył żadnej bramki i nie zanotował asysty (aczkolwiek ci, dla których jest idolem przypisują mu bramkę, wprawdzie nieuznaną, oraz asystę poprzez rykoszet) jego zwolennicy wciąż wydają się większością. Chyba czas, by pogodzili się z tym, że Ricardo Quaresma nie jest niczym „Mustang” zdobywający Europę a raczej jak pantofel – dobry tylko w domu.
Komentarze (23)