
Ange-Yoan Bonny udzielił długiego wywiadu dla La Gazzetty dello Sport. Nowy napastnik Interu opowiedział o pierwszych dniach w klubie i dotychczasowych wrażeniach.
- Przygotowaliśmy się jak należy. Mecze towarzyskie pomogły mi zrozumieć, jak gra drużyna, w czym mogę być najbardziej przydatny i czego oczekują ode mnie koledzy. Większość grupy znała się od lat, ale my, nowi, też dobrze się wkomponowaliśmy: przygotowania były ciężkie, ale nogi zaczynają już pracować...
Więc to prawda, że przygotowania były ciężkie?
- Tak, było naprawdę ciężko: najbardziej uderzyła mnie intensywność treningów, ale jest ona konieczna. Zdajesz sobie sprawę, że tankujesz paliwo, które będzie ci potrzebne później. Biorąc pod uwagę cele, jakie przed sobą stawiamy, drużyna taka jak Inter musi być gotowa do rozegrania wielu meczów i spisania się w nich jak najlepiej.
Jak oceniasz swój pierwszy miesiąc?
- Był to czas adaptacji, odkrywania, a także wysiłku, ale wszystko było naprawdę piękne. Trafiłem do zupełnie nowego świata, ale koledzy z drużyny przyjęli mnie jak swojego... młodszego brata. Powinienem wymienić ich wszystkich, ponieważ razem tworzą atmosferę niemal rodzinną.
Głową rodziny jest Cristian Chivu. Cieszysz się, że znowu będziesz grał dla niego?
- Nasze relacje nie uległy zmianie, to ten sam trener, co w Parmie, tylko teraz na wyższym poziomie, ale z tymi samymi cechami. Jest bezpośredni, wymagający, uczciwy. Bardzo się cieszę, że spotkałem go w odpowiednim momencie mojej kariery: wiele mu zawdzięczam, to także jego zasługa, że tu jestem. Teraz jestem bardzo zmotywowany i będę starał się zdobyć swoje miejsce, ponieważ to dopiero początek. Ale ten początek bardzo mi się podoba...
Czy to prawda, że odrzuciłeś inne wielkie kluby dla Interu?
- Kilka drużyn chciało mnie pozyskać, ale nie miałem wątpliwości: kiedy Inter cię chce, nie zastanawiasz się dwa razy. Ta drużyna była tym, o czym marzyłem, tutaj chciałem spełnić swoje dziecięce marzenie. Zaraz po podpisaniu kontraktu zamieściłem na portalach społecznościowych zdjęcie z dzieciństwa w koszulce Nerazzurrich: to było przeznaczenie... Była to pierwsza koszulka piłkarska, którą kupiła mi mama. Miałem wtedy sześć lat, jestem z nią związany na całe życie. Poza tym jest to bardzo francuski klub, biorąc pod uwagę mistrzów, którzy tu grali.
A propos Francuzów. Czy numer 14, który nosisz to hołd do Thierry'ego Henry?
- Nie, po prostu 13 była zajęta, więc przesunąłem się o jeden w górę. Numer 13 zawsze mi towarzyszył, ponieważ cała, naprawdę cała moja rodzina urodziła się tego dnia: ojciec, matka, brat, siostra...
Czy czujesz presję? W końcu wydano na ciebie 23 mln euro po zaledwie jednym dobrym sezonie w Serie A.
- To tylko liczby, nie powinny mieć znaczenia. Moim zadaniem nie jest myślenie o cenie, lecz o ciężkiej pracy. Mam jeszcze wiele do poprawy, szczególnie w dwóch rzeczach: zachowaniu zimnej krwi pod bramką, a także grze w powietrzu.
W drużynie są Thuram i Lautaro. Nie powinieneś narzekać na brak nauczycieli...
- Obserwuję ich, staram się zrozumieć niuanse, sposób, w jaki się poruszają, z piłką czy bez niej. Robię to, aby pewnego dnia zbliżyć się do ich poziomu: obecnie jestem od niego bardzo daleko. Zarówno Lautaro, jak i Thuram powiedzieli mi dwie proste rzeczy, jak starsi bracia: po pierwsze, „baw się dobrze”. Druga: „zawsze szukaj bramki”. Jesteśmy napastnikami i to naturalne, że jesteśmy oceniani również na podstawie strzelonych bramek.
Czy lubisz być nazywany nowym Thuramem?
- Oczywiście, ale chyba tylko ze względu na podobieństwo fizyczne.
Przy takim ataku, gdzie i z kim grałbyś najchętniej?
- Tutaj wszyscy możemy grać ze wszystkimi. Nawet wszyscy razem, dlaczego nie? Lubię grać jako drugi napastnik, ale mogę też grać jako środkowy napastnik jeśli zajdzie taka potrzeba. Ale dobrze czuję się też występując nieco z tyłu. Fakt, że przez lata grałem jako pomocnik w młodzieżowych drużynach, pomaga mi odczytywać sytuacje w środku pola i przewidywać ruchy innych.
Czy czujesz jakąś szczególną sympatię kibiców do ciebie i Pio?
- Czuję uważność i miłość, zauważyłem to podczas meczów towarzyskich i teraz czekam tylko na okrzyki na San Siro. Między mną a Pio od razu zaiskrzyło, nie tylko dlatego, że jesteśmy młodzi, ale także dlatego, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. On również jest skromny, ma jasne pomysły, stąpa twardo po ziemi i nie ulega emocjom. Graliśmy przeciwko sobie w reprezentacji U21 i już wtedy zrobił na mnie ogromne wrażenie: ma niesamowitą siłę fizyczną, można powiedzieć, że jest prawdziwą bestią.
Komentarze (1)