
Filip Stanković udzielił wywiadu dla Gazzetta.it, w którym mówił na temat Samira Handanovicia, życia jako syn Dejana oraz jego obecnych marzeń.
- Mój tata jest dla mnie przykładem. Kiedy byłem dzieckiem patrzyłem na niego i myślałem "wow, chcę być taki jak on". Mieć jego życie, jego charakter. Ale dopiero teraz zdaję sobie sprawę, kim był. W Appiano jego ślad jest nadal wyraźny. Kiedy wchodzisz do centrum szkoleniowego czujesz, że był tam Dejan Stanković - zaczął wywiad 20-letni serbski bramkarz.
Kiedy z nim rozmawiasz to co Ci mówi?
- Żebym był cierpliwy. Pierwsze miesiące były ciężkie, doznałem kontuzji kostki w drugim meczu i wypadłem na dwa miesiące. On, ze stoickim spokojem, powiedział mi, żebym był cierpliwy. "Twój czas nadejdzie". Tak więc czekałem. Po powrocie obroniłem dwa rzuty karne, a teraz jesteśmy pierwsi w tabeli.
Czy masz ten sam charakter?
- Tak, ale mamy zupełnie inną historię. Mój ojciec urodził się w Belgradzie i grał, żeby zarobić na życie, żeby przynieść do domu chleb. Ja urodziłem się jako syn piłkarza. Pewne kwestie to ułatwia, pewne komplikuje. Pamiętam, jak mówiono "Patrzcie, oto syn Stankovicia, rekomendowany piłkarz". To było bardziej jako wyzwanie niż ciężar. Muszę pracować dwa razy ciężej, aby otrzymać szacunek, na jaki zasługuję. Teraz jestem tutaj w Volendam i chcę wygrać mistrzostwo.
Co znaczą dla Ciebie Nerazzurri?
- Dom, rodzina. Mój brat Stefan grał trochę, ale już przestał. Aleksandar, mój drugi brat, jest w młodzieżowej akademii. Ma 16 lat, jest pomocnikiem. Gra zupełnie jak mój ojciec. Nawet ruchy ciała ma identyczne. To niebywałe.
Czego nauczyłeś się od Handanovicia?
- Nie mówi dużo, wystarczy na niego spojrzeć. Jest pierwszy na treningu i ostatni opuszcza ośrodek. Jest trochę jak mój ojciec. Czasami, kiedy byłem zmęczony patrzyłem i widziałem Handanovicia na bieżni. Wtedy powtarzałem sobie: masz 20 lat, nie możesz być już zmęczony. Jego postawa zachęca mnie do ciągłego ulepszania, podziwiam go.
Jakie są teraz Twoje główne marzenia?
- Mam cztery. Pierwsze to wygrać z Volendam, potem grać z Interem, zagrać w jednym składzie z moim bratem i być trenowanym przez mojego ojca. Kiedy wygrał Ligę Mistrzów w Madrycie pocałowałem puchar. Chciałbym powtórzyć chociaż 10% tego, co On osiągnął. W domu wiszą zdjęcia ojca z Pucharem Ligi Mistrzów w rękach. Widzę je, jestem podekscytowany, ale wiem, że nadal przede mną dużo pracy.
Jesteś reprezentantem Serbii, ale czy otrzymałeś wcześniej powołanie z reprezentacji Włoch?
- Kilkukrotnie, ale wybieram drużynę narodową mojego ojca. Stanković grający w reprezentacji Włoch byłby czymś dziwnym. Czuję się Włochem, urodziłem się w Rzymie i mam nadzieję, że będę mieszkał w Mediolanie. Tak mówi mi serce.
Komentarze (0)