
Kolejna kolejka Serie A okazała się bardzo ciekawa. Derby Rzymu, mecz na szczycie w Neapolu oraz ciekawy pojedynek w Weronie pomiędzy Hellasem, a Juventusem wzbudziły zainteresowanie milionów kibiców. Fani piłki nożnej z całego Świata na pewno zwrócili również uwagę na debiut Brazylijczyka Hernanesa. Pierwszą bramkę we włoskiej lidze strzelił nasz Rafał Wolski. Zapraszamy do relacji tych zdarzeń oraz do podsumowania 23. kolejki Serie A, które przygotowali dla Was redaktorzy serwisu SwiatPilki.com: Diamen, Enjoy's, Janop i (L)oczkerson. Zainteresowanych relacjami z innych czołowych lig Europy zapraszamy do Świata Piłki.
Fiorentina 2:0 Atalanta
Josip Ilicić 16, Rafał Wolski 86
23. serię spotkań zainaugurowano na Artemio Franchi, gdzie miejscowa Fiorentina podejmowała drużynę Atalanty. Od początku spotkania gospodarze wykazywali się większą aktywnością, szczególnie imponował Cuadrado. Kolumbijczyk na początku meczu wrzucił piłkę z prawej strony boiska, lecz dobrej okazji nie wykorzystał Vargas. W 16. minucie gospodarze egzekwowali rzut wolny, a do piłki podszedł Josip Ilicić i fantastycznym strzałem pokonał Consigliego. W pierwszej połowie goście próbowali kilku strzałów z dystansu, a najlepszą okazję miał Bonaventura, który nie potrafił pokonań Neto z bliskiej odległości. Viola za sprawą Andersona czy też Ilicica niepokoiła bramkarza gości, ale do przerwy utrzymało się prowadzenie gospodarzy. Po zmianie strony, najpierw dobrym uderzeniem popisał się Borja Valero, później znów próbował Vargas, ale bezskutecznie. Ostatnie pół godziny na boisku spędził Rafał Wolski. Były legionista zmienił Ilicicia. Występ Polaka można uznać za bardzo udany. Wolski wykazywał się dobrym panowaniem na piłką, zagrał kilka ciekawych piłek by na koniec wykorzystać kontrę swojej drużyny i strzelić bramkę. Młody zawodnik otrzymał podanie od Fernandeza po czym przebiegł 40 metrów, w polu karnym sprytnie ograł Estigarribię i bez problemu pokonał bramkarza gości. Fiorentina umacnia się na 4. pozycji, a Atalanta przegrywa kolejne spotkanie na wyjeździe, co czyni ich jedną z najgorszych drużyn Serie A pod względem gry na obcych stadionach.
Udinese 3:0 Chievo
Antonio Di Natale 56, Bruno Fernandes 74, Emmanuel Agyemang-Badu 86
Udinese podbudowane zwycięstwem nad Bologną podejmowało Chievo z nadzieją na kolejne trzy punkty, dające bezpieczną przewagę nad strefą spadkową. Już w piątej minucie blisko szczęścia był Lazzari, którego bomba minimalnie minęła bramkę rywali. Od początku spotkania widoczna była przewaga gospodarzy, ale to goście mieli najlepszą okazję w pierwszej części gry. Po zagraniu Bentivoglio z prawego skrzydła, Thereau trafił w słupek. W odpowiedzi kilka minut później w dobrej sytuacji znalazł się Di Natale, który chyba niepotrzebnie próbował lobować bramkarza w sytuacji sam na sam. To była ostatnia ciekawa sytuacja w pierwszej połowie, która okazała się dość rozczarowującym widowiskiem. W drugiej części obie drużyny starały się budować długie akcje, ale widać było, że atak pozycyjny nie jest ich żywiołem. Przełamanie przyniosła 56. minuta. Basta zagrał na wolne pole do Di Natale, a ten precyzyjnym strzałem z ostrego kąta wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Goście momentalnie rzucili się do odrabiania strat, ale w ich akcjach ofensywnych królował chaos. Wykorzystało to Udinese. W 74. minucie świetną, kombinacyjną akcję rozegrali Di Natale i Pereyra, który idealnie zagrał do Fernandesa. W tym momencie było już niemal pewne, że to Udinese zgarnie trzy punkty. Kropkę nad "i" postawił dziesięć minut później Emmanuel Agyemang-Badu, który wykorzystał podanie Fernandesa i ustalił wynik spotkania. Udinese kolejny raz zwycięskie.
SSC Napoli 3:1 AC Milan
Gokhan Inler 11, Gonzalo Higuain 56, 82 - Adel Taarabt 8
Przed meczem mogło by wydawać się, że jest to mecz dwóch klasowych drużyn, ale w rzeczywistości na Południe Włoch zawitała ekipa, w której problem goni problem. Drużna, która nie ma pomysłu na grę, z zawodnikami w słabej formie. Drużyna w której kontuzja goni kontuzję. Również w sobotnim meczu nie było niespodzianki - gospodarze zasłużenie wygrali to spotkanie, a wynik 3:1 to najniższy wymiar kary. Od początku spotkania gospodarze atakowali zaciekle, ale to Milan pierwszy strzelił bramkę. W środkowej części boiska piłkę przejął debiutujący w drużynie Seedorfa Taarabt i przebiegł blisko 40 metrów po czym ładnym, technicznym strzałem pokonał Reinę. To nie wpłynęło negatywnie na drużynę Beniteza, która nadal atakowała i szybko przyniosło to skutek. Pięknym strzałem w 11. minucie popisał się Inler i mieliśmy remis. Drużyna z Neapolu stworzyła sobie więcej okazji, ale nie wiedzieć czemu strzały Insignie, Maggio, Higuaina, Mertensa nie trafiały w bramkę. Milan ograniczał się do długich piłek, ale i one nie przynosiły sukcesu ponieważ bardzo słabo zaprezentował się Balotelli, który nie wykazywał większej chęci do gry. W przerwie na boisku zameldował się Kaka, a zmienił bezproduktywnego Robinho. Niewiele to zmieniło obraz gry, bo w 56. minucie strzałem głową Higuain dał prowadzenie Napoli. Na kolejną bramkę trzeba było chwilę poczekać, ponieważ dopiero w ostatniej fazie meczu trio Hamsik-Callejon-Higuain rozklepało linię defensywną gości, a popularny Pipita cieszył się z drugiej bramki. Napoli w meczu oddało 27 strzałów z czego ponad połowę w bramkę. Cały mecz gospodarze kontrolowali spotkanie, a Milan nie potrafił się solidnie zorganizować. Defensywny duet był za słaby aby móc się przeciwstawić drugiej linii drużyny Beniteza, ponadto sporo błędów popełniał Mexes, a Emanuelson był niemiłosiernie ogrywany przez Maggio (w pierwszej połowie ponieważ w drugiej części spotkania Seedorf dokonał roszady i przesunął do przodu Holendra).
Torino 1:2 Bologna
Ciro Immobile 5 - Jonathan Cristaldo 11, 24
Jako, że Torino całkiem serio walczy o kwalifikację do europejskich pucharów, a Bologna stara się wygrzebać ze strefy grożącej spadkiem, faworyt tego meczu był oczywisty. Tym bardziej, że goście podchodzili do spotkania bez niedawno sprzedanego do Guangzhou Evergrande Diamantiego oraz zawieszonego za kartki Panagiotisa Kone. Nie było więc większej niespodzianki gdy już za sprawą pierwszej okazji bramkowej gospodarze strzelili gola. Ciro Immobile z bliska wbił piłkę do bramki po dobrej wrzutce Darmiana. Po objęciu prowadzenia gospodarze ustawili się w taki sposób jaki lubią najbardziej. Cofnęli się na własną połowę i szukali kolejnych kontrataków. Plan na mecz jednak szybko wziął w łeb, gdy niedawny kapitan Torino, a teraz napastnik Bologny Rolando Bianchi szarpnął do przodu. Po interwencji Padelliego piłka trafiła do Cristaldo, który nie miał problemu z wstawieniem piłki do pustej bramki. Bologna doprowadziła do remisu już pięć minut po stracie bramki. W sporym stopniu dzięki chaotycznej grze tak pewnej w ostatnich tygodniach defensywy Toro. Osłabiona ofensywa Bolognii w pierwszej połowie zaskoczyła przeciwnika raz jeszcze. Przeciętny strzał z dystansu Khirna bramkarz Torino parował na tyle nieudanie, że znów piłka wylądowała pod nogami Cristaldo, który ku zaskoczeniu wszystkich wpisał się drugi raz na listę strzelców. Torino szybko starało się odpowiedzieć, ale optyczna przewaga nie przekładała się na okazje bramkowe. Szczególnie zawodził Alessio Cerci, który w pierwszej połowie był kompletnie niewidoczny. Ciężej pracował na boisku jego partner z ataku Ciro Immobile, którego kąśliwy strzał minimalnie minął krótki słupek. Najlepszą okazję bramkową w pierwszej odsłonie meczu miał jednak Kamil Glik. Po kolejnym złym wyjściu do piłki Curciego piłka spadła pod nogi Polaka, który bez zastanowienie uderzył na bramkę. Niestety dla naszego stopera trafił tylko w słupek.
W drugiej połowie Torino dalej starało się złamać defensywę rywala. Już w 50. minucie, po dobrej wymianie na lewym skrzydle, przed stuprocentową sytuacją stanął Alessio Cerci. Jego strzał głową z dwóch metrów nie wiedzieć jednak czemu wylądował jednak jedynie na poprzeczce. Skoro faworyci tego meczu nie wykorzystywali takich okazji prowadzący Bolognę trener Ballardini miał prawo wierzyć, że po 3 remisach i porażce tym razem uda mu się odnieść zwycięstwo. Jego zespół bronił się dokładnie i konsekwentnie, a krótko kryty Cerci dalej sprawiał wrażenie bezsilnego. Zmuszone do gry w ataku pozycyjnym Torino ostatecznie poniosło dopiero drugą porażkę w sezonie na własnym boisku. Bologna tymczasem po dobrym meczu oddaliła się na cztery punkty od strefy spadkowej.
Hellas Verona 2:2 Juventus
Luca Toni 52, Juan Taleb 90 - Carlos Tevez 4, 21
W meczu sensacyjnego beniaminka z liderem boisko buzowało od emocji od pierwszej do ostatniej minuty. Już na starcie prowadzenie Starej Damie dał Carlos Tevez kończąc tym samym serię 5 meczy bez strzelonej bramki. Juventus dalej bardzo pewnie kontrolował przebieg pierwszej połowy nie dając gospodarzom okazji ani do ataku, ani nawet do gry piłką. Ostatecznie Hellas nie zdołał oddać w pierwszej połowie choćby jednego strzału na bramkę Buffona. Jako, że w dwudziestej minucie Tevez strzelił swoją drugą bramkę mecz wydawał się być rozstrzygnięty. Warto dodać, że gol padł z minimalnego spalonego.
W drugiej połowie gospodarze szybko strzelili gola kontaktowego. Romulo z rzutu wolnego posłał dokładną piłkę na krótki słupek gdzie Luca Toni nie przejmując się asystą ze strony Chielliniego i Bonucciego wpakował piłkę do bramki. Tym samym Juventus kolejny raz stracił gola po stałym fragmencie gry. Od tego czasu jasnym stało się, że Hellas dalej będzie zaciekle walczyć o punkty. Gospodarze szczelnie kryli napastników Juve, wywierali ciągłą presję na Pogbie i Vidalu, oraz uparcie starali się uruchomić Toniego. Juventus co prawda dalej przeważał, ale nie potrafił przełamać bojowo nastawionych przeciwników. Wprowadzony na boisko Pablo Osvaldo w pierwszej akcji w barwach Juve trafił w słupek, ale prócz tej akcji Juve nie potrafił zagrozić bramce Rafaela. W drugiej połowie więcej emocji było w polu karnym mistrzów Włoch, gdzie Buffon został zmuszony do jednej arcytrudnej interwencji. Gdy w napiętej atmosferze mecz już dobiegał końca Hellas błyskawicznie rozegrało rzut wolny. Piłkę na prawym skrzydle otrzymał niepilnowany Romulo, który posłał mierzone dośrodkowanie w pole karne do Juana Gomeza Taleba. Ten wpakował piłkę do bramki w 94. minucie meczu. Świetne na własnym boisku Hellas Verona znów pokazała zęby, a zszokowany Juventus mimo szybko strzelonych dwóch bramek musiał zadowolić się remisem.
Lazio 0:0 Roma
Kolejne derby Rzymu, w których w roli gospodarza przystąpiło Lazio, zapowiadały się bardzo interesująco. Świetnie dysponowana Roma przystąpiła do pojedynku z zespołem Lazio, które pod wodzą Eduardo Reji złapało wiatr w żagle. Początek był bardzo spokojny. Dopiero w 15. minucie, po dośrodkowaniu Maicona, piłkę w polu karnym przejął Florenzi i strzałem z pierwszej piłki uderzył nad bramką Berishy. W 24. minucie kolejny raz w ataku pokazał się Maicon. Brazylijczyk popędził prawym skrzydłem i mocnym strzałem próbował zaskoczyć Berishę. Albańczyk wypuścił strzał przed siebie, do piłki dopadł Gervinho i dobił ją do bramki. Gol nie został jednak uznany, Iworyjczyk znajdował się na minimalnym spalonym. Piłkarze Romy mogli mówić o dużym pechu, bo Gervinho znajdował się ledwie na kilkunastocentymetrowym spalonym. W 35. minucie odpowiedziało Lazio. Po podaniu z prawej strony Lulicia, piłkę przyjął Gonzalez, zwodem minął Pjanicia i posłał potężną bombę nad bramką De Sanctisa. W końcówce mocno przycisnęła Roma. Kolejne wejście Maicona prawą stronę – Brazylijczyk posłał prostopadłą piłkę do Pjanicia, który znalazł się sam na sam z Berishą. Bośniak miał mało czasu na oddanie strzału i zanim uderzył na bramkę Lazio został zablokowany marnując dobrą sytuację. W pierwszej połowie zdecydowanie groźniejsi byli podopieczni Rudiego Garcii, dużo prostopadłych piłek od Pjanicia trafiało do Gervinho, który sprawiał duże problemy obrońcom Lazio. Biancocelesti natomiast atakowali głównie prawym skrzydłem, na którym biegał Antonio Candreva. Dużo słabiej wyglądało lewe skrzydło, na którym młodziutki Balde Keita nie radził sobie zupełnie z Maiconem i Benatią. Cała pierwsza połowa przebiegła w spokojnej atmosferze, niepodobnej do derbów Rzymu. Jedyne spięcie nastąpiło w doliczonym czasie gry, gdy Torosidis nie wybił piłki, gdy z bólu zwijał się na murawie Candreva.
Niezadowolony Reja przeprowadził zmianę w przerwie. Za słabego Keitę wszedł nieobecny od pół roku Mauri. Lazio zaczęło z większym animuszem, ale pierwszą groźną okazję miała Roma. W 51. minucie Gervinho urwał się Konko w polu karnym i z ostrego kąta próbował pokonac bramkarza Lazio. Berisha był jednak na posterunku wybijając piłkę na rzut rożny. Roma próbowała pójść za ciosem i 2 minuty później Pjanić dostał piłkę od Tottiego w polu karnym i minimalnie przestrzelił. W 81. minucie fantastyczną okazję mieli zawodnicy Lazio, którzy wychodzili w kontrataku dwóch na jednego. Nie popisał się w tej sytuacji jednak rezerwowy Onazi, który podał wprost pod nogi obrońcy Romy. W końcówce groźniej atakowali Giallorossi, lecz nie udało im się zdobyć bramki i mecz zakończył się bezbramkowym remisem.
Livorno 0:1 Genoa
Luca Antonelli 10
Faworytem spotkania byli gospodarze, ale goście pokazali już tydzień temu, że nie składają broni w walce o utrzymanie. Od początku spotkania swój styl starała się narzucić Genoa, co przyniosło szybki efekt w postaci bramki. W 10. minucie na strzał zdecydował się Gilardino, bramkarz zdołał odbić piłkę, ale wobec dobitki Antonelliego był bezradny. W początkowych fragmentach spotkania to właśnie Gilardino napędzał akcje gospodarzy. W 19. minucie w doskonałej sytuacji znalazł się Paulinho, ale niedokładnie przyjmował i bramkarz gości zdołał uratować sytuację. Perin był bardzo mocnym punktem drużyny gości i jeszcze kilka razy pokazał się z dobrej strony. Również Bardi kilkakrotnie ratował Livorno. Warto dodać, że pierwsza połowa była dość ostra i sędzia pokazał aż cztery żółte kartki. Druga połowa rozpoczęła się od huraganowych ataków Livorno, które jednak z biegiem czasu zaczęło opadać z sił. Aktywny był Paulinho, ale brakowało mu dokładności. Genoa od czasu do czasu próbowała kontratakować, ale większość z tych prób kończyła się jeszcze przed polem karnym Bardiego. W 73. minucie przez chwilę cieszyli się gospodarze po trafieniu Emeghary, ale sędzia pokazał, że gracz Livorno był na spalonym. Sytuacja ta tak wzburzyła szkoleniowca Livorno, że sędzia zmuszony był odesłać go na trybuny. Olbrzymich emocji dostarczył doliczony czas gry. W 93. minucie doskonałą sytuację miał Paulinho, ale jego strzał Sturaro wybił z linii bramkowej! Chwilę później sędzia zagwizdał po raz ostatni, a Genoa mogła zacząć świętowanie zwycięstwa.
Parma 0:0 Catania
Według fanów bukmacherki zdecydowanym faworytem tego spotkania byli gospodarze. Potwierdziły to pierwsze minuty spotkania. Już na samym początku groźny strzał oddał Parolo, ale minimalnie się pomylił. Momentami goście bronili się całą drużyną. Z czasem gra zaczęła się zaostrzać, a spięć było więcej niż ładnych akcji. Co ciekawe z czasem coraz groźniejsze akcje zaczęli przeprowadzać goście. Bardzo aktywny był Barrientos i kilka razy serce miłośników Parmy mogło zabić mocniej. W Parmie kilka razy z dobrej strony pokazał się Cassano, ale ciekawe akcje w pierwszej połowie można policzyć na palcach jednej ręki. W drugą połowę lepiej weszli goście. W 50. minucie w poprzeczkę trafił Bergessio. Parma wyglądała jakby jej zawodnicy dzień wcześniej dobrze zabalowali i tylko niedokładności w szeregach Catanii może zawdzięczać jeden punkt. Dopiero po godzinie gry gospodarze mocniej zaatakowali, ale mieli zbyt mało atutów żeby zdobyć bramkę. Goście od czasu do czasu decydowali się na kontry. W 72. minucie Mirante sobie tylko znanym sposobem obronił strzał Izco. W 83. minucie bohaterem meczu mógł zostać Barrientos, ale fatalnie spudłował w doskonałej sytuacji. Ostatnie minuty upłynęły pod znakiem chaosu i ostatecznie drużyny podzieliły się punktami.
Sampdoria 1:0 Cagliari
Daniele Gastaldello 10
Będąca na fali po zwycięstwie w derbach Sampdoria podejmowała w 23. kolejce zespół Cagliari. Podopieczni Mihajlovicia dość szybko objęli prowadzenie, bo już w 11. minucie piłkę do siatki skierował stoper Gastaldello. Z lewej strony boiska dośrodkował ze stałego fragmentu gry Nenad Krsticić, a zamykający akcję obrońca Dorii dobił piłkę głową do bramki Avramova. Wielu kibiców już w tym momencie zaczęło przypisywać gospodarzom 3 punkty, ponieważ zespół z Sardynii od października strzelił na wyjeździe zaledwie jedną bramkę, nie wygrywając w delegacjach żadnego meczu. Mimo to Cagliari miało okazję do wyrównania. W 20. minucie sędzia nie uznał bramki Marco Sau, ponieważ dopatrzył się spalonego. W 30. minucie pokazał się Manolo Gabbiadini, dwukrotnie uderzając lewą nogą. Pierwszy strzał minął bramkę gości, natomiast następny został sparowany na rzut rożny. Goście odpowiadali głównie strzałami z dystansu, lecz były to najczęściej próby niecelne, w bramkę nie potrafił wcelować Albin Ekdal. W drugiej połowie Cagliari miało kilka okazji, ale zawodnikom z Sardynii brakowało skuteczności. W 50. minucie przestrzelił Daniele Conti, a chwilę później strzał Nene został obroniony w ładnym stylu przez Da Costę. Gospodarzom udało się utrzymać korzystny wynik do końca, mimo iż ostatnie minuty grali w osłabieniu. Po wykorzystaniu wszystkich zmian przez Mihajlovicia kontuzji doznał Lorenzo De Silvestri i Sampdoria musiała bronić się w 10. Cagliari odnosząc kolejną porażkę na wyjeździe nadal nie potrafi zdobyć 3 punktów na obcych stadionach.
Inter 1:0 Sassuolo
Walter Samuel 48
W ostatnim niedzielnym meczu Inter podejmował na San Siro beniaminka Sassuolo. Inter wzmocniony Hernanesem i z powracającym do składu Guarinem był zdecydowanym faworytem, mimo słabszej w ostatnich miesiącach formy. W rundzie jesiennej Sassuolo zostało rozgromione przez Nerazzurrich aż 7:0. Niewiele działo się na boisku na początku spotkania. W 19. minucie pierwszy raz pokazał się, niewidoczny do tej pory, Hernanes. Piłka adresowana do Palacio została fatalnie wybita przez Paolo Cannavaro i trafiła pod nogę Brazylijczyka. Atomowe uderzenie Hernanesa minęło jednak bramkę Pegolo. W 23. minucie, etatowy wykonawca stałych fragmentów gry w Sassuolo, Domenico Berardi, dośrodkował w pole karne, a pojedynek główkowy wygrał Lorenzo Ariaudo, który posłał piłkę tuż nad poprzeczką bramki Interu. W 31. minucie Hernanes sfaulował na 25. metrze gracza Sassuolo. Do rzutu wolnego podszedł Berardi i świetnym uderzeniem próbował zaskoczyć Handanovicia. Słoweniec w tej sytuacji pięknie obronił uderzenie utalentowanego Włocha, wybijając piłkę na rzut rożny. W 40. minucie lewą stroną ruszył Palacio i gdy wydawało się, że Argentyńczyk wyjedzie z piłką za linię końcową, wycofał ją do tyłu do Milito, który uderzył prosto w Pegolo. Milito chwilę później zawiódł po raz kolejny, ponieważ po kolejnym ładnym podaniu Palacio, Il Principe w sytuacji sam na sam ponownie trafił w bramkarza Sassuolo. Nerazzurri mieli zdecydowaną przewagę w końcówce pierwszej połowy, ale nie potrafili zdobyć gola, głównie przez nieporadność Diego Milito. Niezbyt dobrze prezentował się również Hernanes.
Druga połowa zaczęła się od szybkiej bramki dla gospodarzy. Świetne dośrodkowanie z rzutu rożnego Hernanesa wykorzystał kapitan Interu, Walter Samuel, który wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Po zdobyciu bramki Inter przeważał, nie stwarzał jednak zbyt wielu sytuacji bramkowych. Sassuolo natomiast nie potrafiło wydostać się ze swojej połowy. W 62. minucie, po złym wybiciu Pegolo, piłka wylądowała pod nogami Jonathana, który w dogodnej sytuacji uderzył jednak wysoko nad bramką. W 70. minucie kolejną okazję wypracował kolegom Palacio. Argentyńczyk przyjmując piłkę w polu karnym dośrodkował do Rubena Botty, który przepuścił piłkę, do nadbiegającego Hernanesa. Zawodnik z numerem 88 huknął na bramkę, lecz strzał obronił bramkarz Sassuolo. Inter do końca meczu napierał, a Sassuolo nie potrafiło przedrzeć się w pole karne rywali. Dobra gra Interu pozwoliła na odniesienie Nerazzurrim długo oczekiwanego zwycięstwa.
Tabela
Statystyki zawodników
Jedenastka 23. kolejki Serie A
Antyjedenastka 23. kolejki Serie A
Źródła grafik: whoscored.com, soccerway.com
Komentarze (1)