Poniżej ostatnia część wspomnień Jose Mourinho związanych z Interem, które ukazały się na łamach portalu theathletic.co.uk
Io non sono pirla - Mou wspomina Inter cz. I
Wygramy wszystko jeśli do nas dołączysz - Mou wspomina Inter cz. II
Jest co najmniej kilka aspektów, które po bliższym przeanalizowaniu zasługiwały na szacunek za to jak szybko i jak skutecznie zostały wprowadzone w Interze przez Mourinho.
- Sekretem jest myślenie - tak miał powiedzieć Jose do piłkarzy Interu na swojej pierwszej odprawie z drużyną. - Będziecie codziennie szkoleni do tego aby jak najszybciej myśleć i analizować. Dzięki myśleniu na boisku staniecie się lepszymi zawodnikami. Będziecie bez przerwy myśleć o założeniach taktycznych, wyćwiczonych wcześniej do perfekcji. Waszym stylem gry od teraz będzie myślenie. Czy to jasne? Zawodnik, który nie myśli nie jest w stanie grać w piłkę na najwyższym poziomie.
Cambiasso ukończył co prawda kursy trenerskie po zakończeniu kariery, ale już w 2010 był grającym trenerem, asystentem Mourinho w samym centrum wydarzeń. Od początku to on miał do Jose najwięcej pytań o szczegóły jego filozofii. Z czasem, umiejętność przyswajania założeń taktycznych i adaptacji gry zaczęła przychodzić łatwiej również reszcie drużyny. Nie było systemu, nie było okoliczności, na które ta drużyna nie była nauczona zareagować. Jednym z wielu przykładów takiej wszechstronności może być szalony mecz ze Sieną w styczniu 2010. Przegrywający 2:3 Inter kompletnie zmienił ustawienie i grający w roli środkowego napastnika Walter Samuel zdobył ostatecznie bramkę na wagę zwycięstwa w 92. minucie gry.
Drużyna jest ważniejsza niż Ty
Mourinho rzucał piłkarzami po boiskowej mapie regularnie: Javier Zanetti grywał zarówno na pozycjach w obronie, jak i w roli defensywnego pomocnika. Żaden z piłkarzy tamtego Interu nie zapadł jednak wszystkim w pamięć jako ten zdolny do zmian i adaptacji w taktyce bardziej niż Samuel Eto'o. Fenomenalny snajper z numerem 9 na plecach wielokrotnie gościł nie tylko na lewym skrzydle, ale też głębiej: na wahadle lub momentami także na pozycji lewego obrońcy.
- W lidze włoskiej zazwyczaj graliśmy w ustawieniu 4-4-2 z diamentem w środku boiska i duetem Milito-Eto'o w ataku - wyjaśnia Mourinho. - Wiedziałem jednak, że gra na poziomie Ligi Mistrzów będzie stawiała przed nami zupełnie inne wyzwania. W Lidze Mistrzów grały klasowe zespoły, często na papierze po prostu lepsze od nas. Każdy grający na topie atakuje dziś obrońcami - gra szybką piłkę, zupełnie inną od tej którą proponowali nasi ligowi rywale.
- Byłem przekonany, że aby mierzyć się z najlepszymi jak Chelsea czy Barcelona, musieliśmy nauczyć się zmieniać nasz styl i środek ciężkości gry, nie tracąc przy tym balansu między defensywą a ofensywą. Pomyślałem, że gra z dwoma pomocnikami przed linią obrony i dwoma graczami bliżej skrzydeł, da nam możliwość lepszej kontroli tego co dzieje się w trakcie spotkania. Aby to osiągnąć musiałbym jednak albo poświęcić któregoś z dwójki napastników, albo przystosować ich do mojej wizji tego jaką rolę będą pełnić na boisku. Ostatecznie, czysto teoretycznie, wyglądało to tak, że często graliśmy na trzech napastników, ale w polu karnym znajdował się tylko Milito. Sprowadzony zimą lewonożny Pandev zbiegał z prawej, a Eto'o z lewej strony.
- W takim układzie to trio nie tylko kreowało sporo szans, ale także każdy z nich wypełniał założenia taktyczne związane z defensywą i utrzymywaniem balansu w grze. Mieliśmy dwóch środkowych pomocników - przykutych do swoich pozycji w głębi pola i ewentualnie asekurujących obronę - oraz ofensywną czwórkę: Pandev, Sneijder, Milito, Eto'o. Każdy z nich wiedział jednak dobrze co ma robić w przypadku straty piłki.
Wypłynięcie na szerokie wody
Pierwszym ogromnym sprawdzianem dla postępów podopiecznych taktyka z Portugalii był pojedynek z jego dawnym klubem - londyńską Chelsea.
- Chelsea była wtedy poważnym kandydatem do tytułu. Znałem ich bardzo dobrze. Byli dobrym zespołem już kiedy ja ich prowadziłem, a później dołożyli do tego jeszcze kilka klasowych wzmocnień jak Nicolas Anelka. To była drużyna w najlepszym dla siebie wieku, większość piłkarzy miała około 28 lat - Terry, Essien, Lampard, Drogba, Cech. Wiedziałem, że nie będzie łatwo.
W swoim niedawnym wywiadzie dla La Gazzetta dello Sport, Samuel Eto'o przyznaje, że wygrany po jego bramce w 78. minucie mecz na Stamford Bridge z Chelsea, zapadnie w jego pamięci na zawsze z kilku powodów. Tym najważniejszym będzie jednak to co usłyszał w szatni od Mourinho: "Nigdy nie pokona mnie drużyna, którą kiedyś prowadziłem". - Wyszliśmy i zagraliśmy ponad swoje możliwości, ale nie dla samych siebie. Wtedy chodziło o niego - kwituje Eto'o. - O nic ich nie prosiłem, ale wiedziałem, że takie poczucie dobrze wpłynie na ich ambicję - komentuje Mourinho.
Dwumecz z Chelsea był kamieniem milowym dla tamtej drużyny, ale równie istotny moment miał miejsce na 4 dni przed pierwszym pojedynkiem z The Blues, kiedy Inter mierzył się w lidze z Sampdorią. Klub z Genui gonił wtedy za europejskimi pucharami i dobrą postawą w lidze zaskakiwał wszystkich obserwatorów. To w tamtym meczu, w odstępie 7 minut, wyrzuceni z boiska zostali Walter Samuel i Ivan Cordoba, a Jose Mourinho wykonał słynny "gest kajdanek". Inter grając w dziewiątkę przez niemal godzinę, nie dał sobie wbić gola. Antonio Cassano i spółka tylko zremisowali wtedy bezbramkowo z broniącą się zaciekle ekipą Il Biscione. Drużyną, która oprócz punktu w ligowej tabeli zdobyła wtedy coś o wiele cenniejszego - przetarcie przed drugim półfinałowym meczem z Barceloną na Camp Nou.
Siła woli
To właśnie noc w Barcelonie i "przegrany zwycięski mecz" 0:1 z Dumą Katalonii to wydarzenie, które najlepiej obrazuje charakter Interu Jose Mourinho. Oczywiście klasa z jaką Nerazzurri wrócili zza światów w pierwszym meczu na San Siro jest bezdyskusyjna. Sneijder, Maicon i Milito odpowiedzieli na gola Pedro i zapewnili Interowi dwubramkową zaliczkę przed wyjazdem do Katalonii - żaden wybuch wulkanu nie odbierze już czarno-niebieskim zasług w tamtym meczu. Jednak rzucenie się na rywala w podobny sposób na jego terenie byłoby przepisem na samobójstwo. Tym bardziej po żenującej symulce Sergio Busquetsa i odesłaniu do szatni Thiago Motty.
Czym innym było też zatrzymywanie przez godzinę Sampdorii, a czym innym stawianie czoła wściekle atakującej Barcelonie, której ówczesny skład dziś uznawany jest za jeden z najmocniejszych w historii klubowej piłki nożnej. Javier Zanetti tak wspomina swoje rozmowy i wzajemne pokrzykiwanie na boisku z Samuelem Eto'o: - Samuel wykonał 60 metrowy sprint i elegancko wygarnął piłkę wślizgiem z pod nóg Messiego. Powiedziałem: "Dawaj, Samu! Jeszcze tylko trochę". Ledwo łapiąc oddech, obaj popatrzeliśmy na telebim. Była 37. minuta meczu.
Inter, jak sam ujął to Mourinho, "nie chciał w tamtym meczu piłki". Mediolańczycy skupiali się na kontroli terytorium, a 86% posiadania piłki przez Barcę nie robiło im różnicy. Dla Mourinho obronienie przez jego zespół wyniku 3:2 w tamtym dwumeczu jest niczym pomnik wystawiony charakterom jego piłkarzy:
- To co zrobili wtedy w Barcelonie... Grając w 10 przez ponad godzinę na Camp Nou... To wykracza poza taktykę. Poza jakąkolwiek organizację gry defensywnej, jakiekolwiek schematy, których możesz się nauczyć. To coś głębszego, coś więcej niż piłka nożna. Oni pokazali tam jakimi są ludźmi.
Kiedy rozradowany Mourinho wbiegł na boisko po ostatnim gwizdku, nie liczyło się już nic. Krótko później uruchomiły się zraszacze i cała celebracja awansu do finału miała miejsce w strugach lejącej się wody. - Najlepszy prysznic w moim życiu - tak wspomina tamten wieczór trener-asystent Jose Morais.
- Nawet nie czułem, że jesteśmy mokrzy - mówi dziś Mourinho. - Mecz się skończył, każdy zareagował tak jak miał ochotę. Wielu z nas płakało, niektórzy klęczeli, inni się modlili. Kilku piłkarzy leżało na trawie z wycieńczenia. Wszyscy biegali, ja sam w pierwszym odruchu pobiegłem do naszych kibiców, których słyszeliśmy przez cały mecz. Później był nasz czas na radość, nie robiliśmy niczego złego. Barcelona nie zareagowała najlepiej i wtedy wydawało mi się że nie przystoi to do wartości, których ten klub nauczył przecież mnie samego. Jest to jednak sport i kiedy przegrywasz czasem masz prawo do niepohamowania emocji. Wtedy byliśmy zdenerwowani, ale teraz to tylko miłe wspomnienie.
W międzyczasie Inter skutecznie przebijał się również do finału Pucharu Włoch oraz odzyskał fotel lidera tabeli Serie A. Nerazzurri na własne życzenie stracili prowadzenie w lidze jeszcze na początku kwietnia po koszmarnym błędzie Julio Cesara i remisie 2:2 z Fiorentiną. Nie był to pierwszy ani ostatni raz w tamtym sezonie kiedy Mourinho w przerwie i po meczu niemal rozniósł szatnię mieszając swoich zawodników z błotem.
Zabawną anegdotę na temat takich "suszar" od trenera wtrąca jednak Ivan Cordoba: - We Florencji po slabym meczu na Artemio Franchi, wiedzieliśmy że nie będzie zadowolony. Wparował wściekły i od razu zmierzał w stronę bramkarza, jednak całe napięcie uleciało, kiedy widowiskowo poślizgnął się na worku z lodem i wyłożył jak długi na podłodze.
Mimo twardych rozmów ale też charakterystycznej dla szatni szydery, żadna ze stron nigdy nie przekroczyła granicy. Panował wzajemny szacunek, wola współpracy i chęć zrozumienia - tak jak w rodzinie. Piłkarze wiedzieli, że mogą być szczerzy z trenerem. Trener wiedział, że może wprost krytykować mankamenty. - W każdej współpracy dochodzi do zgrzytów. Tylko topowe drużyny potrafią odkładać je na bok dla wspólnego dobra i korzyści - mówi Mourinho.
Mając jeszcze niedawno 11 punktów przewagi nad Romą, Inter musiał gonić w lidze wtedy, kiedy nogi zaczynały być coraz cięższe. Nerazzurri mogli jednak liczyć na nieradzącego sobie z presją stołecznego rywala do tytułu, którego szanse na Scudetto pogrzebał ostatecznie mecz z Sampdorią na Olimpico. Roma poległa przed własną publicznością, a Phelipe Mexes schodził z boiska zalany łzami - Inter wrócił na czoło peletonu na trzy kolejki przed końcem rozgrywek.
Trzy finały i ucieczka
- Całą resztę zrobił Milito. Był fenomenalny - komentuje The Special One.
- Kiedy mówimy o potrójnej koronie Interu, wszystko sprowadza się do trzech decydujących spotkań pod koniec sezonu. Był bohaterem każdego z nich. Strzelił decydującego gola w finale Coppa Italia z Romą. Strzelił jedyną bramkę w meczu ze Sieną, który przypieczętował Mistrzostwo Włoch. W końcu strzelił też oba gole w finale Ligi Mistrzów z Bayernem w Madrycie. Niesamowite.
W momencie, w którym Javier Zanetti, ze łzami w oczach, zakładał sobie na głowę Puchar Ligi Mistrzów, Inter stał się fenomenem - jedynym z włoskich klubów, który sięgnął po tripletę. Wypełniła się misja i marzenie Massimo Morattiego, który spełniony ale też trawiony finansowym kryzysem sprzedał klub 3 lata później. Jednym z najmocniejszych obrazków z tamtego finału jest jednak ten uchwycony już po koronacji Interu na Bernabeu. Kibice do dziś pamiętają zapłakanego Marco Materazziego i Jose Mourinho wykradającego się z luksusowej "limuzyny Realu Madryt" aby ostatni raz utonąć w objęciach charyzmatycznego stopera swojej drużyny. Matrix namawiał go podobno na zostanie w Interze już od miesiąca. Nie dawał mu spokoju, miał pytać "czy wiesz z kim nas zostawiasz" - dyskredytując tym samym Rafę Beniteza, który miał objął drużynę po odejściu Mourinho. Dla Jose był to jednak koniec przygody z Interem.
- W trakcie tej ostatniej rozmowy z Marco czułem się jakbym poprzez niego przytulał każdego z moich piłkarzy z osobna - Mourinho jest wyraźnie wzruszony. - Mam zasadę aby ogólnie tego nie robić. Oczywiście cieszyliśmy się razem na murawie ale później nie wróciłem już z nimi do szatni. Nie chciałem się z nimi żegnać, nie wiedziałem jak to zrobić. Wiedziałem, że nie chce wracać z drużyną do Mediolanu, nie chciałem kolejny raz dementować tego, że mam już kontrakt z Realem. Wtedy to nie była prawda, byliśmy po rozmowach, ale niczego nie ustaliliśmy. Bardzo chciałem przejść do Madrytu, oni również. Czułem, że chcę spróbować wygrać w Hiszpanii, po zaliczonych już triumfach w Anglii i we Włoszech. Bałem się jednak, że jeśli polecę z drużyną do Mediolanu, to nie będę w stanie odejść. Mogę powiedzieć, że uciekłem przed swoją rodziną i naszymi fanami. Po prostu uciekłem.
- Kilka dni później podpisałem umowę z Realem i dopiero wtedy przyleciałem do Mediolanu. Zjadłem wspaniałą kolację z całą rodziną Morattich, długo rozmawialiśmy. Nigdy nie zapomnę ich reakcji, ale także emocji spotykanych po drodze kibiców. Nigdy nie zapomnę też malutkiego wnuka Massimo Morattiego w środku Pucharu Ligi Mistrzów - śmieje się Mourinho.
Rodzina ma się dobrze
Dekadę od wydarzeń z udziałem Interu Mourinho we Włoszech i Europie, możemy być spokojni o to, że whatsappowa grupa tętni właśnie wspomnieniami i anegdotami z niebywałego sezonu 2009/10. I choć plany spotkania po latach na rocznicę wydarzeń narazie wydają się zawieszone ze względu na pandemię, to Mourinho kwituje to bardzo krótko:
- Nie potrzebujemy wystawnych obchodów i hucznych spotkań. Ja jestem z nimi codziennie, czuje ich obecność i jest to dla mnie bardzo ważne.
57-latek z portugalskiego Setubal wygrał przez lata wiele trofeów w różnych klubach, lecz ciężko oprzeć się wrażeniu, że już nic nigdy nie zdetronizuje w jego sercu Interu. The Special One? To potrójna korona wywalczona z Interem była tą Special One dla Mourinho.
Tekst w oryginale ukazał się na łamach portalu theathletic.co.uk
Komentarze (12)
🖤💙
Doskonały scenariusz na Mega dobry film.
FORZA Inter ⚫🔵
<333333333333333333333333333