
Mógłbym napisać książkę na tysiąc stron na temat moich dwóch lat spędzonych w Interze - to te, znane kibicom z anegdoty o czerwonej kartce Balotellego, słowa powtórzył dziennikarzom portalu The Athletic, Jose Mourinho na początku swoich wspomnień związanych z Mediolanem. Pretekstem do długiej rozmowy z Portugalczykiem była przypadająca niedawno, 10. rocznica zdobycia przez prowadzony przez niego Inter potrójnej korony.
Musiałbym chyba jednak zapytać chłopaków o zgodę, wiele z tych historii prawdopodobnie nie nadaje się do publikacji - dodaje po chwili roześmiany The Special One.
Grillowanie
Mourinho przechadza się po ośrodku Hotspur Way Training Centre i kontempluje dekadę upływającą właśnie od jego największego sukcesu w życiu. Rozmawia z dziennikarzami w przerwie między treningami, jest piękny słoneczny dzień. Warunki pogodowe wręcz same przywodzą na myśl wspomnienia z jednego z najważniejszych rytuałów prowadzonej kiedyś przez Jose drużyny. Były asystent Mourinho w Interze, Jose Morais od razu kojarzy, że chodzi o grille - O tak, słynne grillowanie - Argentyńczycy w Interze wpoili nawyk wspólnego smażenia po robocie niemal każdemu w klubie. Javier Zanetti, niemal mityczny kapitan zespołu, odpowiadał za organizację. Esteban Cambiasso był odpowiedzialny za odbiór i dowóz wołowiny. Walter Samuel był mistrzem grillowania i nie odchodził od rusztu. Diego Milito krzątał się, próbując pomagać każdemu z nich. - Milito przychodził na gotowe i zjadał wszystko - kwituje z uśmiechem Dejan Stanković.
- Jedzenie było fantastyczne - opowiada Mourinho. - Jednak to nie ono było fundamentem tych spotkań mimo, że była to najlepsza wołowina jaką mogłeś dostać w całej Europie. To była rodzina, rodzina która trzyma się razem do dzisiaj.
Teraz kiedy za pasem już dekada od ostatniego gwizdka w Madrycie, rodzina nadal ma się dobrze. Marco Materazzi, mistrz świata, ultras Interu, który przypadkiem tylko grał też w piłkę, jakiś czas temu założył grupę na Whatsapp, w której udzielają się wszyscy obecni wówczas w kadrze zawodnicy. - Tym, który najwięcej pisze i wysyła żartów jest Jose - przyznaje, pytany o kontakt z byłymi kolegami, Julio Cesar.
Mourinho pytany o "rodzinę", odpowiada: - Nikt nie zapomni o Twoich urodzinach, celebrują daty, rocznice, szanują dorobek i historię klubu. Nawet teraz, kiedy jesteśmy daleko od siebie, czuję ich wsparcie. Zawszę mogę liczyć na wiadomość "Powodzenia" przed ważnym meczem, zawsze rozmawiamy o tym jak poszło któremuś z nas. Czasem zostawiam gdzieś telefon i nawet po godzinie czeka na mnie kilkanaście wiadomości - to dla mnie dużo znaczy, to niezwykle ważne. Wszystko w piłce zaczyna się od takiej atmosfery jaką udało nam się stworzyć w Interze.
Kiedy to wszystko się zaczęło?
Wszystko zaczęło się około północy, 11. marca 2008 roku. Liverpool i Fernando Torres właśnie wyrzucali Inter za burtę Ligi Mistrzów, a Nerazzurri kolejny rok żegnali się z rozgrywkami tuż po wyjściu z grupy. Właśnie wtedy zarówno szatnię, jak i dziennikarzy na konferencji swoimi deklaracjami zszokował Roberto Mancini. Włoski szkoleniowiec obwieścił, że rozmawiał z Massimo Morattim i wyraził chęć zakończenia współpracy wraz z końcem czerwca. Mancio zaskoczył wówczas wszystkich, był ledwie kilka tygodni po przedłużeniu swojego kontraktu do 2012 roku. Po kilku dniach wszyscy ochłonęli, ale słowa trenera wywarły duży wpływ na resztę sezonu. Mancini stracił szatnię, stracił zaufanie swoich zawodników. Inter roztrwonił 11-punktową przewagę w tabeli i musiał liczyć na niedoleczonego Ibrahimovicia, który uratował Scudetto w meczu z Parmą. Wpływ na morale z pewnością miał też fakt, że już 48 godzin po deklaracji Manciniego zaczęły pojawiać się pierwsze informacje nt. kontaktów Morattiego z Mourinho.
Po długiej telenoweli i kilku zdjęciach zrobionych z ukrycia podczas tajnych spotkań, sekret przestał być sekretem: Inter objął Jose Mourinho. Jose już podczas prezentacji użył zwrotu "na plakat" niczym swoje wcześniejsze The Special One. Pytany o możliwość sprowadzenia do Interu Lamparda i innych graczy Chelsea, odpowiedział dziennikarzom w mediolańskim dialekcie - Io non sono pirla - nie jestem idiotą. Kolejnego ranka cytat z Portugalczyka otwierał wszystkie wydania włoskich gazet.
Zjednywanie sobie zarówno prasy, jak i tych najbardziej radykalnych sektorów na Meazza to jednak złożony proces. We Włoszech, zakochanych we własnej szkole trenerskiej, nie liczy się to jak wielkie masz nazwisko, z jaką reputacją przybywasz do Włoch. Musisz od zera udowodnić swoją wartość, tym bardziej jeśli jesteś outsiderem. Mancini wywalczył z Interem pierwsze Scudetto od 18 lat, dominował ligę przez trzy sezony. Poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko, oczekiwania kibiców sięgały dużo wyżej ponad oszałamiający dach stadionu San Siro. Wszystko to składało się na jasny przekaz pod adresem nowego trenera: Europa! Italię i tak mamy już w kieszeni. Inter interesowała mityczna potrójna korona. Scudetto wygrane z 10 punktami przewagi w pierwszym sezonie nikogo nawet nie rozczuliło.
Pierwsze podejście
Mourinho rozliczany był tylko z gry w Europie, na włoskich boiskach miał wolną rękę. I mimo poprzeczki Ibry oraz zmarnowanej setki Stankovicia, Inter po raz kolejny odpadł na tym samym etapie rozgrywek europejskich, tym razem pokonany przez Manchester United. Dla Morattiego było to bardzo trudne do zaakceptowania. Po latach ocenił, że podczas wszystkich lat w klubie "nigdy nie był bardziej wściekły" i że "nie krył wówczas tych emocji". Juz po roku Mourinho mógł uciec z Interu, choćby pod pretekstem jawnych deklaracji o chęci odejścia przez Zlatana Ibrahimovicia. Real Madryt robił wówczas wszystko, aby mieć Mourinho na ławce lecz ten został w Mediolanie. - Moratti poprosił abym został - wspomina Mourinho. Odpowiedziałem mu wtedy: - Zostanę, przychodząc tutaj obiecałem, że spełnię Twoje największe marzenie jako właściciela i kibica tego klubu.
Marzenie, o którym mówi The Special One to główny cel, dla którego Massimo Moratti odkupił klub w 1995 i przywrócił go rodzinie Morattich.
Potentat naftowy od dziecka był zafascynowany Interem, a nawiązanie do sukcesów klubu pod kierownictwem swojego ojca uczynił swoim największym celem i marzeniem w życiu. Angelo Moratti stał za sukcesami Grande Interu w latach '60 ubiegłego wieku, kiedy Inter dominował piłkarską Europę pod okiem Helenio Herrery. Massimo wiedział, jak wysoko jest poprzeczka i co musiał osiągnąć, aby chociaż nawiązać do klasy tamtej drużyny, a co dopiero spróbować przebić osiągnięcia z przeszłości.
Inter w swoim składzie miał w sezonie 2009/10 wielu piłkarzy, dla których ten czas i miejsce były niczym Ostatni Taniec dla Michaela Jordana i Byków w 1998. Zanetti i Materazzi mieli po 36 lat, Cordoba 33, Stanković 31, Cambiasso i Cesar 30. Ich "okienko pogodowe" powoli się zamykało.
Koniec części pierwszej.
Po więcej zapraszamy jutro.
Tekst w oryginale ukazał się na łamach portalu theathletic.co.uk
Komentarze (6)