
Javier Zanetti udzielił wywiadu, w którym mówił na temat swojej lojalności wobec Interu. Argentyńczyk, obecny wiceprezydent Nerazzurrich, wspominał między innymi o odrzuceniu oferty z Realu Madryt.
Javier, kiedy zapłonęła Twoja iskra dla piłki nóżnej?
- Miałem trzy lata i dostałem piłkę, której już nigdy nie puściłem. W dzielnicy South Dock w Avellandeda, dwieście metrów od mojego domu, był plac i małe boisko. To tam się wszystko zaczęło. Mieszkaliśmy blisko stadionu Independiente, moja mama była wielką fanką. Chodząc na mecze myślałem, że może i ja kiedyś będę mógł odczuwać te emocje na boisku. I udało mi się.
Miłość do Interu była tą od "pierwszego wejrzenia"?
- Przybyłem do Cavalese, otoczony dziennikarzami, z torbą zawierającą moje buty. Wzięli mnie z Banfield, nieznanej drużyny, a Rambert przybył z Independiente, gdzie zdobył mistrzostwo i był najlepszym strzelcem. W tym samym roku przybyli także Roberto Carlos oraz Paul Ince. Byłem czwartym obcokrajowcem, a wtedy na boisko wpuszczano tylko trzech. Los chciał, że od razu grałem i narodziła się bardzo silna więź. Dzięki Interowi od razu poczułem się tutaj jak w domu.
Opowiedz o sytuacji z Realem z 2001 roku.
- Rozmawiałem z Valdano, ich trenerem. Chciał mnie w Madrycie. Transfer był prawie gotowy, ale postanowiłem zostać i powiedziałem o tym Morattiemu.
Ile Ci zaoferowali?
- Dużo większy kontrakt niż ten, który miałem w Interze. Jednak oprócz pieniędzy brałem pod uwagę rodzinę, relację z kibicami i to, że chciałem się wybić w Mediolanie. Pomyślałem - "jeśli pójdę do Realu to będę tylko jednym z wielu". Na pewno zamierzałem coś wygrać, ale chciałem to zrobić tutaj. To był stanowczy wybór, ale nie jedyny przed którym stanąłem.
Byli inni?
- Byłem również kuszony przez Manchester United i Barcelonę. Nie pamiętam, czy to był rok 2001 czy 2002, byłem z Paulą, moją żoną, i spotkaliśmy Fergusona na lotnisku. Przywitał mnie i zapytał, kiedy wygasa mój kontrakt, ale byłem szczęśliwy w Mediolanie, mimo że to były bardzo skomplikowane lata dla klubu. Gdzie indziej zrobiłbym ważną karierę, ale nie byłbym taki szczęśliwy jak w Interze.
A Barcelona? Jak to się skończyło?
- Że "uruchomiłem" Puyola. Zawsze mi to przypomina. Był w drużynie młodzieżowej, zaczynał grać w pierwszym składzie. Pewnego dnia zadzwonił do niego Van Gaal i powiedział: "Chcę wziąć najlepszego prawego obrońcę na świecie, którym jest Zanetti. Jeśli go nie weźmiemy to zatrzymam Cię u siebie". Carles dziękuje mi za każdym razem, gdy mnie widzi...
Twój uścisk z Messim w Lusail?
- Widziałem, jak zaczynał w reprezentacji. Zasłużył na tę satysfakcję. Podziękowałem mu, bo spełnił marzenie wszystkich Argentyńczyków. W Doha w tamtych czasach panował specyficzny klimat - wszyscy chcieli, aby Lio podniósł Puchar.
Czy czujesz się zdradzony przez Hodgsona i Lippiego?
- Z Hodgsonem popełniłem błąd, nie zrozumiałem, dlaczego zastąpił mnie w finale przeciwko Schalke. Teraz się tego śmiejemy. Nie podobała mi się za to postawa Lippiego. Gdy sprawy idą źle nie należy szukać winnych, ale rozwiązań. Może, z perspektywy czasu, zrobił to, aby odejść.
Komentarze (11)