
Jak donoszą niemieckie media, skrzydłowy Interu Robin Gosens powiedział, że niewiele jest takich stadionów jak San Siro, a derby Mediolanu były "totalnym szaleństwem".
W wywiadzie dla niemieckiego magazynu 11Freunde, Robin Gosens uznał ostatnie Derby della Madonnina za najbardziej emocjonujący moment na stadionie.
- Najbardziej poruszającym doświadczeniem stadionowym były dla mnie Derby della Madonnina, kiedy to Inter grał na San Siro, które po raz pierwszy od początku pandemii zostało wyprzedane. To był rewanżowy półfinał Coppa Italia, a kiedy jechaliśmy autobusem na stadion, prawie nie dało się przejechać, bo kibice dosłownie zablokowali drogę.
Wyjaśnił, że to wydarzenie pomogło mu zrozumieć, co ten mecz znaczy dla kibiców. Powiedział również, że niewiele stadionów potrafi stworzyć taką atmosferę.
- Wtedy zacząłem rozumieć, co znaczą dla nich derby. Ale kiedy wyszedłem na zewnątrz, żeby się rozgrzać, kompletnie odebrało mi mowę. Zobaczyłem coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. San Siro może i jest stare, ale powiedziałbym, że niewiele jest stadionów, które potrafią stworzyć tak wyjątkową atmosferę w takim dniu jak ten. Kiedy 80 000 bardzo podekscytowanych włoskich kibiców pcha cię do przodu, wydaje ci się, że możesz przenosić góry na boisku.
Robin Gosens strzelił ostatnią bramkę w tym meczu, która przypieczętowała miejsce Interu w finale Coppa Italia, gdzie zmierzy się z Juventusem. Nerazzurri wygrali ten mecz w zeszłym tygodniu i zapewnili sobie zakończenie sezonu z co najmniej dwoma trofeami, nawet jeśli Scudetto trafi w ręce AC Milan. Zawodnik otwarcie mówił o swoich emocjach tego wieczoru.
- Graliśmy u siebie, wszystko było w stylu Nerazzurrich, z wyjątkiem curvy kibiców Milanu. Śpiewali piosenki, wymachiwali flagami, a ja byłem w samym środku, jako zawodnik Interu. Totalne szaleństwo! Dopiero wtedy zrozumiałem, że to będzie mój nowy salon, w którym będę mógł grać w piłkę co drugi weekend i mam nadzieję, że w każdym meczu sprawię radość kibicom. Choreografia zamieniła stadion w niezapomniany obraz. Gra była wtedy na tym samym wysokim poziomie, naprawdę doskonała. W 70 minucie pozwolono mi w końcu zagrać a atmosfera tak mnie rozpaliła, że nie mogłem się doczekać, aby wyzwolić energię. Na szczęście wszystko ułożyło się idealnie. Niecałe dziesięć minut po moim wejściu Marcelo Brozovic popędził prawą flanką, wrzucił piłkę w pole, gdzie wszedłem, i wbiłem ją do siatki. To był gol na 3:0 i mecz był rozstrzygnięty. Stadion eksplodował, my eksplodowaliśmy i przeszliśmy do finału. Więcej nie można było osiągnąć! Gęsia skórka. Powiedziałem sobie, że jestem całkowicie dumny z tego, że zaszedłem tak daleko.
Komentarze (1)