
Wszyscy ludzie to nasi wrogowie. Wszystkie zwierzęta są braćmi.
Takim oto szlachetnym zdaniem zwierzęcy przywódca, Napoleon, wzniecał bunt przeciwko ciemiężycielom chodzącym na dwóch nogach w słynnym już Folwarku Zwierzęcym Orwella. Nie przez przypadek postanowiłem tę zacną, choć ciągle jednak świnię uczynić jednym z bohaterów mojego felietonu właśnie dziś, zaledwie kilka godzin przed finałem Ligi Mistrzów.[hide]
Bloguję aktualnie z Londynu, miasta które futbol ma bez wątpienia wpisany w swoje DNA - w samej najwyższej klasie rozgrywkowej posiada 5 klubów, natomiast gdyby zsumować cały potencjał piłkarski stolicy, tygodniowo na przeróżnej klasy stadionach podziwia go ponad pół miliarda widzów! Wynik nie do powtórzenia nie tylko ze względu na rozmiar metropolii. Tym razem jednak żadne z kolorów koszulek widzianych na ulicach nie odpowiadają londyńskim charakterystykom - dziś mierzą się Barcelona i Manchester United, dwie bez cienia wątpliwości najlepsze drużyny poprzedniej dekady. Starcie to jest o tyleż ciekawe, że obaj rywale tworzą obraz meczu bardziej bipolarny niż Zimna Wojna czy historia o Pięknej i Bestii.
Choć United nie można odmówić bogactwa tematycznego - od żywej legendy Sir Alexa Fergusona, przez krnąbrne historie Evry i Rooneya po opisy ‘królów chaosu’ Naniego, Andersona i Valencii (a jakby tematów było mało, o brak nudy ostatnimi czasy zadbał dość imponująco Ryan Giggs…), postanowiłem tym razem przełknąć pigułkę komformisty i tekst ten poświęcić Dumie Katalonii - zjawisku globalnej popkultury dawno już wykraczającym poza ramy piłki nożnej, a i w samym futbolu aspirującym do bycia nie tylko trend setterem, co Ewangelistą. Przy czym słowo ‘Ewangleista’ pasuje tutaj najlepiej, bo ze względu na styl i umiłowanie piękna Katalończyków śmiało można nazwać ‘nosicielami dobrej piłkarskiej nowiny’.
Każdy śmiałek, który zaatakuje tę panującą ortodoksję, zostaje natychmiast skutecznie uciszony. Jeśli czyjeś poglądy godzą zdecydowanie w obowiązującą ideologię, niemal zawsze stają się one przedmiotem nieuczciwej krytyki i nagonki, już to na łamach prasy popularnej, już to w poważnych periodykach.
Porównanie do religii, a może szerzej do ideologii jest tutaj zupełnie nieprzypadkowe. Bowiem dzisiejsza Barcelona (z całym szacunkiem dla jej Katalońskiego dziedzictwa i roli, jaką odgrywała w czasie dyktatury gen. Franco) to już religia, to styl życia, to zestaw konkretnych zachowań społecznych i postaw, które każdy kibic Blaugrany musi reprezentować - wierność, szacunek, umiłowanie do piękna. Jednym słowem Barcelona już dawno przestała ograniczać się do powierzchni boiska i klubowych budynków - dziś Barcelona ogarnia swoim wpływem wszystkie płaszczyzny życia swoich wyznawców, ma kontrolę nad ich szafą, potrfelem, wypowiedziami na forum. Barcelona stała się Partią.
A każda partia musi mieć swojego ideologa.
Towarzysz Napoleon ma zawsze rację.
To stanowisko jest w FCB obsadzone w wyjątkowo silny sposób. Ideologiem Partii, głową Kościoła Katalońskiego jest - o dziwo - bynajmniej nie rodowity Katalończyk, ale Holender. Johan Cruyff, były wielki piłkarz, trener a dziś filozof (bo tak chyba należy nazwać jego rolę) poczynań katalońskiej jedenastki. To on wniósł Blaugranę na szczyt Pucharu Mistrzów po raz pierwszy, to jego właśnie uważa się za twórcę całej filozofii gry w Barcelonie - przekładania stylu nad wynik, godzinnego posiadania piłki, wymiany tryliarda podań. Jednak myli się ten, kto w Cruyffie widzi wybitnego specjalistę, geniusza myśli piłkarskiej tylko i wyłącznie. On oprócz szlachetnych idei wpaja swoim wyznawcom ideologię walki, walki niemal klasowej, będąc przy tym prowokatorem wcale niegorszym niż znienawidzony pod tym względem w Barcelonie Jose Mourinho.Porównanie dzisiejszej Barcelony i partii Komunistycznej znajduje paralele na wielu płaszczyznach. Cruyff - niczym najwięksi ideologowie Lewej Strony - od rzuca od początku wartości komercyjne, kapitalistyczne - których z kolei uosobieniem czyni Real Madryt na czele z Mourinho: sukces, przychód z dnia meczowego, zyski ze sprzedaży koszulek, sprowadzanie gwiazd galaktycznego formatu. Towarzysz Johan wyżej stawia cele ideowe - styl, przywiązanie do barw, równość w drużynie, koszulki wolne od sponsorskich łańcuchów. Niemniej jednak, gdy mu się przyjrzeć dokładnie, widać że
Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych.
Cruyff otwarcie mówił zawsze, że piłkarze powinni koncentrować się na towrzeniu piękna na boisku, a nie utarczkach z rywalem. Sam jednak głośno strzela ze swojej komunistyczno-kapitalistycznej armaty, nazywając Jose Mourinho ‘trenerem nie od piłki, ale od tytułów’, czyniąc zeń tym samym łakomego na sreberka koniunkturalistę, który w dodatku kluby zmienia tylko na takie, w których szanse na sreberka ma więcej niż realne.
Krzyczał Cruyff niejednokrotnie, że pieniądze w futbolu jedynie szkodzą. Po transferze Fernando Torresa do Chelsea do spółki z Sandro Rossellem zniesmaczony komentował, że kwoty wydawane przez kluby na piłkarzy są zapominając przy tym, ile milionów jego własny klub wydał na gwiazdy pokroju Dmytro Czyhryńskiego czy Keirrisona. Wreszcie niczym rasowy komunistyczny przywódca kwestionuje siłę nauki i natury. Tak jak Stalin odwracał biegi rzek, tak Cruyff kwestionuje pryncypia matematyki, negując strzelecki rekord Cristiano Ronaldo w La Liga.Dziś jego drużyna zmierzy się jednak z rywalem jeszcze gorszym. Manchester United to już nawet nie madrytcy kapitaliści, to bezideowcy. Oni wychodzą na boisko uzależnieni od krańcowego wysiłku, nastawieni na zrealiowanie celu końcowego kosztem jakichkolwiek środków. Reprezentują hybrydę styli, zdolności i doświadczeń, koalicję różnych frontów którą łączy tylko jedno - końćowy triumf. W swojej ideowej charakterystyce przypominają raczej wschodnioazjatyckie partie ekonomiczne, nastawione tylko na osiągnięcie konkretnych wskaźników gospodarczych, niż jakąkolwiek znaną nam klasyczną partię Starego Kontynentu. I oni akurat są w stanie pokonać Barcelonę grając futbol dla oka ładny i przyjemny.Niemniej jednak, dla Barcelony znacznie lepiej by było gdyby tak się nie stało. Bo wówczas, pokonani w stylu nie-defensywnym piłkarze Blaugrany mogliby poczuć się jak Orwellowskie zwierzęta w ogrodzie.
Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim
Komentarze (20)
co jest po śmierci- śmierć? <a href="http://smierc.org/.">http://smierc.org/.</a>
co jest po śmierci- śmierć? <a href="http://smierc.org/.">http://smierc.org/.</a>
Dobry felieton.
a może sobie odpuszczę..