Yann Bisseck udzielił obszernego wywiadu niemieckiej stacji Sport1, w którym mówił m.in. o swojej obecnej sytuacji w Interze, trudnym okresie po kontuzji oraz ambitnych planach powrotu do reprezentacji Niemiec i wyjazdu z nią na mundial.
- Czuję się bardzo, bardzo dobrze. Fizycznie jestem w świetnej formie, a mentalnie bardziej zmotywowany niż kiedykolwiek. Sezon nie zawsze był dotąd łatwy, dlatego każdego dnia pracuję, by utrzymać ten poziom. - zaczyna niemiecki defensor
Jak to często bywa we Włoszech, walka o czołowe miejsca w tabeli jest bardzo wyrównana. Kto twoim zdaniem jest obecnie faworytem do tytułu?
- Prawdopodobnie odpowiedź zależy od tego, kogo zapytasz. Oczywiście Napoli, jako obrońca tytułu, jest jednym z faworytów, ale my jesteśmy Interem i jesteśmy na czele. Milan również radzi sobie dobrze. Jeśli jednak będziemy wykonywać swoją pracę, to mamy bardzo duże szanse na zdobycie mistrzostwa.
Jak duża jest presja związana z walką o tytuł mistrzowski?
- Presja jest ogromna, ponieważ jesteśmy naprawdę bardzo silną drużyną. Musimy jednak umieć ją kontrolować. Patrząc na to, jak zakończył się poprzedni sezon bez żadnego trofeum, zdobycie tytułu byłoby teraz oczywiście bardzo ważne.
Jaka była atmosfera w zespole latem, po wszystkich rozczarowaniach?
- W sporcie po prostu czasami nie osiąga się swoich celów - to część tej gry. Rozegraliśmy bardzo dobry sezon. Niektórzy powiedzą, że bez trofeum jest on bezwartościowy, ale moim zdaniem to niewłaściwe podejście. Przeanalizowaliśmy wszystko razem, a następnie wraz z nowym sztabem szkoleniowym znaleźliśmy się w nowej sytuacji. Rozczarowanie jest już za nami.
Czy Klubowe Mistrzostwa Świata pomogły w tym procesie? W Bayernie Monachium mówiono, że pobyt w USA jeszcze bardziej zbliżył drużynę.
- Spędzanie dużej ilości czasu razem poza naszym codziennym środowiskiem na pewno wpływa na zespół. Wspólne aktywności poza boiskiem również są bardzo ważne. Gdybyśmy po porażce w finale Ligi Mistrzów przez dłuższy czas się nie widzieli, wszystko mogło potoczyć się inaczej.
Miałeś trudny początek sezonu i bardzo mało minut na boisku. Jak przeżyłeś ten okres?
- To był trudny i wymagający czas. W poprzednim sezonie grałem dużo i prezentowałem się naprawdę dobrze. Kiedy przychodzi nowy trener, naturalnie jesteś bardzo zmotywowany, ale niestety doznałem kontuzji w finale Ligi Mistrzów. Przez to opuściłem większość okresu przygotowawczego. Z nowym trenerem zaczynałem więc z pewnym opóźnieniem. Teraz jednak w pełni wróciłem do zespołu, dostałem dużo czasu gry i czuję zaufanie ze strony trenera. Trzeba jednak pamiętać, że mówimy o Interze - klubie z wieloma obrońcami światowej klasy.
Co pomogło ci w tym okresie kontuzji i siedzenia na ławce?
- W moim życiu często miałem oczekiwania, które z różnych powodów się nie spełniały. Mam w tym doświadczenie i wiedziałem, że nie ma łatwej drogi wyjścia z takiej sytuacji. Trzeba walczyć i właśnie to zrobiłem. Teraz zbieram tego owoce, ale oczywiście wszystko musi iść dalej w tym samym, odpowiednim kierunku.
Twoja ścieżka kariery jest dość nietypowa. Czy to miało znaczenie?
- Tak, zdecydowanie. Dla kogoś, kto to tak jak ja, był bliski zakończenia kariery, kilka meczów na ławce rezerwowych nie jest końcem świata. Mam taką mentalność i staram się wykorzystywać ją na swoją korzyść.
Jakie informacje zwrotne otrzymałeś od trenera Cristiana Chivu?
- Nie jestem osobą, która narzeka. Zawsze najpierw patrzę na to, co mogę poprawić. Nie poddałem się i teraz wszystko znów idzie bardzo dobrze. Trzeba skupiać się na tym, na co faktycznie ma się wpływ – na przykład na pracy na treningach.
Prawdopodobnie narzekanie i tak nic by nie dało, prawda?
- W innych klubach często widziałem kolegów, którzy od razu pukali do drzwi trenera. Ja wolę trzymać dystans.
Włoska prasa nazwała cię ostatnio „gigantem”. Jak się z tym czujesz?
- Nie należy przywiązywać do tego zbyt dużej wagi. Pisze się bardzo dużo - w każdą stronę. Ja tego nie czytam. Moi rodzice czytają wszystko i czasami wysyłają mi coś na rodzinnej grupie. Wtedy dopiero się dowiaduję - mówi ze śmiechem.
Naprawdę w ogóle cię to nie interesuje?
- Czytanie o sobie nigdy nie przynosi nic dobrego. Pozytywne teksty mogą sprawić, że zaczniesz się przeceniać, a negatywne prowadzą do niepewności.
Skąd więc czerpiesz informacje na swój temat?
- Od ludzi, którzy są dla mnie ważni i znają się na piłce nożnej - śmieje się. Ufam im i ich opinii. Oczywiście słucham też sztabu szkoleniowego.
Jak ważna jest dla ciebie rodzina?
- Bardzo ważna. Mam nadzieję, że są ze mnie dumni, bo w ogromnym stopniu przyczynili się do tego gdzie dziś jestem. Zrobili i poświęcili dla mnie naprawdę wiele.
Czy możesz swobodnie poruszać się po Włoszech, czy kibice od razu cię otaczają?
- W Mediolanie piłka nożna to obsesja, więc bywa trudno. Ale w bezpośrednich kontaktach widać, że to, co pisze się w internecie, często nie ma żadnego sensu. Na żywo nie spotykam się z krytyką - ludzie chcą zdjęć. Internet to zupełnie inny świat.
Jak wielkie jest twoje marzenie o występie na mistrzostwach świata?
- Mam nadzieję pozostać w kręgu zainteresowań selekcjonera, nawet jeśli początek sezonu był trudny. Staram się zwrócić na siebie uwagę grą w klubie. Ostatecznie potrzeba też odrobiny szczęścia, ale dam z siebie wszystko, by to osiągnąć.
Czy trudniej jest ci przebić się do świadomości niemieckiej opinii publicznej, grając we Włoszech?
- Tak to działa. W kontekście reprezentacji wielu skupia się głównie na Bundeslidze. Poza tym jestem obrońcą, a my zawsze dostajemy mniej uwagi niż napastnik z 25 golami.
Jak wyglądał twój ostatni kontakt z Julianem Nagelsmannem?
- Skontaktował się ze mną zaraz po kontuzji. Uznałem to za bardzo miłe i pełne szacunku. Rozmawialiśmy telefonicznie przed ogłoszeniem kadry we wrześniu i powiedział mi, że minuty na boisku są dla niego kluczowe. Od tamtej pory nie mieliśmy wielu kontaktów, ale jeśli znów będę grał regularnie, jestem pewien, że jeszcze się odezwie.
Rozumiesz podejście selekcjonera, który stawia głównie na zawodników grających regularnie?
- Tak, to logiczne. Jeśli ktoś dużo gra i pokazuje, że jest w formie - to naturalne. Dlatego na początku sezonu nie byłem jeszcze kandydatem do powołania. Tym istotniejsze jest to, że teraz znów regularnie występuję w klubie na najwyższym poziomie.
Śledzisz poczynania swoich rywali do miejsca w kadrze?
- Nie oglądam zbyt wiele piłki… ale serio: to rzeczy, na które nie mam wpływu. Wiem, kim są rywale, to dobrzy zawodnicy i nie życzę im niczego złego. Jeśli będę w formie i będę grał, mogę pomóc reprezentacji - jestem o tym przekonany.
Poleciłbyś innym niemieckim piłkarzom transfer do Włoch?
- Życie tutaj jest wspaniałe. Jedzenie świetne, ludzie bardzo mili. Piłkarsko Bundesliga bywa bardziej chaotyczna. W Serie A rzadko zobaczysz 4:4 czy 5:5. Trzeba interesować się taktyką - to jak partia szachów. Dla obrońcy to idealne środowisko do rozwoju.
Czy we Włoszech obrońcy są bardziej doceniani?
- Tak, to kwestia historii. Włochy wychowały wielu światowej klasy defensorów i są z tego dumni. Choć oczywiście gole zawsze będą najważniejsze.
Jak radzisz sobie z językiem włoskim?
- To mój trzeci rok tutaj, więc powiedziałbym, że mówię płynnie. Nie wiem, co myślą Włosi, ale potrafię prowadzić rozmowę i dobrze się wyrażać.
Jesienią pojawiały się plotki o twoim odejściu z Interu. Jaka jest obecna sytuacja
- Gdy opuścisz kilka meczów, plotki pojawiają się bardzo szybko. To część futbolu. Nigdy poważnie nie rozważałem transferu. Wiem, na co mnie stać i mogę dalej pomagać drużynie. Poza tym takie spekulacje to też komplement.
Zwłaszcza że większych klubów niż Inter nie ma…
- To kolejny ważny aspekt. Inter to ogromny klub. Dla mnie to wyjątkowa szansa, ale chcę czegoś więcej: grać, wygrywać trofea i trafić do reprezentacji. Mam jeszcze wiele do osiągnięcia.
No przecież ma zastawiać, walczyć i odgrywać xD
Komentarze (2)
Bardzo dobry piłkarz do gry trójką obrońców. Przy dwójce ŚO niekoniecznie już musiałby być aż tak dobry. Chyba ma jeszcze jakieś rezerwy do wyciągnięcia z niego