
Inter może zostać ukarany przez UEFE za nieprzestrzeganie zasad Financial Fair Play.
Dochodzenie w sprawie łamania zasad FPP trwa już od połowy listopada. Kontrola obejmuje obecnie siedem europejskich klubów, oprócz Interu, sprawdzane są także takie kluby: Roma, Monako, Besiktas, Krasnodar, Liverpool i Sporting Lizbona. Sankcje mogą objąć tymczasowe wstrzymanie nagród pieniężnych wypracowanych przez grę w europejskich pucharach w obecnym sezonie, lub mogą być to też ograniczenia dotyczące liczby graczy mogących wziąć udział w przyszłoroczny rozgrywkach europejskich.
FFP powstało po to, aby uniemożliwić bogatym klubom zakup piłkarzy za niebagatelne kwoty. Za jego złamanie grożą rozmaite kary, od finansowych do zawieszenia w rozgrywkach europejskich.
Za złamanie przepisów UEFA FFP grożą następujące sankcje:
a) ostrzeżenie;
b) reprymenda;
c) grzywna;
d) odjęcie punktów;
e) wstrzymanie przychodów z rozgrywek UEFA;
f) zakaz rejestrowania nowych zawodników w rozgrywkach UEFA;
g) ograniczenie liczby zawodników, którą klub może zgłosić do udziału w rozgrywkach UEFA;
h) dyskwalifikacja z trwających i/lub wykluczenie z przyszłych rozgrywek;
i) wycofanie tytułu lub nagrody.
Komentarze (15)
Dużym klubom to i tak nie zaszkodzi, bo wiadomo, że np. taki Real napakowany gwiazdami zarobi kilkukrotnie więcej niż mniejsze kluby i dalej będzie mógł wywalać gigantyczne sumy na transfery, wiec jakie to wyrównanie szans...
W tym wszystkim chodzi wyłącznie o pieniądze, a nie o dobro jakiegokolwiek klubu.
Jak już muszą karać za te pare milionów to symbolicznie.
Nazwaną Financial Fair Play, która ma przeciwdziałać „finansowemu dopingowi” - jak wyjaśniał szef UEFA. Francuz uznał również, że kluby trzeba chronić, bo wydają za dużo na transfery i pensje zawodników.
Od sezonu 2014/15 występujący w europejskich pucharach nie będą mogli wydawać więcej niż zarabiają. To uproszczenie, UEFA nie interesują np. koszty budowy stadionów, ani zarobki z „działalności pozasportowej”. Skupia się na pieniądzach wydanych na transfery i pensje, zarobkach z biletów, sprzedaży praw marketingowych i telewizyjnych, umowach sponsorskich, działalności komercyjnej i transferów.
Reforma ma wyeliminować dobrych wujków, którzy bez opamiętania ładują pieniądze w klub. Jeśli szejk Mansour bin Zayed Al Nahyan spróbuje obejść regulacje i zapłaci za reklamę na koszulkach Manchesteru City np. 10 miliardów funtów, specjalna komisja UEFA oceni, ile reklama powinna być warta, a potem wpisze wyznaczoną przez siebie sumę do zarobków klubu. Nie mam pojęcia, co zrobią działacze, jeśli Mansour namówi kumpla, szefa lidera ligi katarskiej, by kupił za 100 mln funtów Patricka Vieirę. Też oceni, że Francuz nie jest tyle wart? A jeśli właściciel wybuduje hotel przytulony do stadionu City, zażąda za dobę 1 milion funtów i sprowadzi do niego rodzinę? W FFP zyski z szeroko pojętej działalności stadionowej (restauracje, sale konferencyjne, hotele itp.) można zaliczyć do zarobków.
Załóżmy jednak, że kluby nie będą kombinować. Najlepsze i najbardziej medialne firmy wciąż będą zarabiały i wydawały najwięcej. Manchester United dostanie więcej pieniędzy za prawa telewizyjne od Evertonu, Bayern Monachium zarobi więcej na sprzedaży koszulek od Wolfsburga, a Real Madryt dostanie za tournee po Azji kilkanaście milionów euro. Valencii, Sevilli i Villarrealu nikt do Azji nie zaprosi.
W Hiszpanii przez reformę Platiniego każdy sezon będzie zaczynał się na meczu Barcelony z Realem, a kończył na spotkaniu Realu z Barceloną. Kilka razy pisaliśmy w „Gazecie” o nierównym podziale pieniędzy ze sprzedaży praw do transmisji meczów La Liga. Ambitne kluby próbowały niwelować różnicę dzięki pożyczkom i wsparciu właścicieli. W Villarreal zbudowano pięknie grający zespół, potrafiący rzucić wyzwanie Realowi na Santiago Bernabeu. Istnieniu klubu z przedmieść Valencii nie zagraża 180 mln euro długu, bo właścicielem jest potentat branży ceramicznej Fernando Roig Alfonso. Po wprowadzeniu reformy Villarreal będzie musiał sobie radzić bez jego pomocy i biorąc pod uwagę realia futbolowego biznesu, bój o pieniądze przegra nie tylko z Atletico i Valencią, ale także Espanyolem i Athletic Bilbao. Oczywiście te zespoły od Realu i Barcelony dzielić będzie przepaść.
Podobny los w Lidze Mistrzów czeka kluby rosyjskie, tureckie i greckie, które w ostatnich pięciu latach przebijały się do ćwierćfinałów tych rozgrywek. Sukces finansowały na kredyt, po reformie będą gospodarowały pieniędzmi zdecydowanie mniejszymi.
Duży wciąż będzie duży, mały na zawsze pozostanie mały, a średniemu zostanie odebrana szansa, by stać się dużym.