Od sezonu 2001/2002 aż do dnia dzisiejszego miano bramkarza numer 1 Interu dzierżyło trzech zawodników. Kibice klubu mieli to szczęście, że przez 20 lat mieli okazje cieszyć się z posiadania w drużynie goalkeeperów w postaci Francesco Toldo, Julio Cesara i Samira Handanovicia. Ostatni z wielkich bramkarzy Interu skończy latem tego roku 37 lat, a włodarze klubu – obecni czy przyszli – muszą zacząć zastanawiać co zrobić by tradycje posiadania klasowego goalkeepera kontynuować.
Można podważać mianowanie Handanovicia klasowym bramkarzem, ponieważ w przeciwieństwie do swoich poprzedników nie ma z klubem żadnego tytułu na koncie – choć na szczęście istnieją przesłanki, że niebawem się to zmieni. W przeciwieństwie do Włocha i Brazylijczyka Handanovic jako bramkarz numer 1 spędzi w Interze jednak co najmniej dekadę – co jest wynikiem podobnym do takich legend jak Marco Materazzi czy Ivan Cordoba. Ponadto – doniesienia o przedłużeniu umowy z bramkarzem każą sugerować, że w liczbie sezonów spędzonych w klubie lepszym rezultatem od Słoweńca w XXI wieku pochwalić się może wyłączne Javier Zanetti. Co więcej – jeśli Inter wygra mistrzostwo Włoch to Handanoviciowi jako kapitanowi przypadnie rola podniesienia pucharu wyczekiwanego wśród fanów Nerazzurrich od 2010 roku – skalpu, który ostatecznie zapisze Słoweńca jako legendę Interu i największego bohatera klubu po erze zespołu Jose Mourinho.
Przypadki Kepy i Olsena – ostrożność wskazana
Nie wieszcząc Handanoviciowi rychłego zakończenia kariery – ponieważ jestem pewien, że w klubie nikt nie podejmie decyzji o rezygnacji z usług Słoweńca, jeśli tylko ten będzie chciał kontynuować karierę i będzie potrafił zaakceptować fakt, że czasu i własnego ciała nie oszuka, co wiązać będzie się ze zmianą jego roli w zespole – zastanawiam się w jaki sposób powinien przebiegać proces zmiany numeru 1 w bramce. W ostatnich latach w klubach o uznanej marce mogliśmy zaobserwować zmiany w obsadzie goalkeepera, które niekoniecznie zakończyły się sukcesem. Tak na przykład – odejście Allisona do Liverpoolu odbija się Romie czkawką do dziś. Eksperyment z Robinem Olsenem okazał się kompletną katastrofą, a zastąpienie go dobrze spisującym się w Hiszpanii Pau Lopezem pomogło niewiele – dość powiedzieć, że Paulo Fonseca wolał niekiedy stawiać na doświadczonego Antonio Mirante. Innym przykładem jest wymiana Thibaut Courtois na Kepę. Zakontraktowanie Hiszpana za rekordową sumę z pewnością należy zaliczyć do jednej z najgorszych decyzji transferowych w historii futbolu. Przytoczone historie nijak mają się do sytuacji Interu i Handanovicia – ponieważ w przypadku Brazylijczyka prawdopodobnie zadecydowały względy finansowe, a Courtois Londyn chciał po prostu opuścić. Historia pokazuje jednak, że decyzje muszą być ostrożne, bo o błąd nietrudno.
Dwa modele rozwiązań.
Tak więc jak powinien wyglądać proces zmiany numeru 1 w bramce Interu? Moim zdaniem, przede wszystkim – powoli. Przytaczając historię Kepy czy Olsena podkreślam, że sytuacja w której znaleźli się obaj bramkarze wymagała od nich natychmiastowej gotowości bycia numer 1 w bramce, co generowało dodatkową presję i mogło być czynnikiem, że historia obu zawodników potoczyła się źle. Ilość błędów popełnionych przez Handanovicia w bieżącym sezonie jest co najmniej alarmująca, jednak klub powinien wykorzystać nabyte przez Handę doświadczenie, które niejako pomoże nowemu bramkarzowi spokojne wejście w buty podstawowego goalkeepera, unikając natychmiastowym oczekiwaniom. Pomimo, że Słoweniec notuje najgorszy indywidualnie sezon w swojej przygodzie z klubem drużyna traci jednak relatywnie mało bramek. Mniej goli w bieżącej kampanii „puścił” jedynie Wojciech Szczęsny. W ostatnich meczach defensywa Interu bije rekordy w ilości minut bez straconej bramki. Statystyki jednak jedno, obraz drugie. A więc co z tym następcą?
Nie odkryje Ameryki jeśli powiem, że najlepszym rozwiązaniem byłaby wielka inwestycja w bramkarza sprawdzonego na najwyższym, europejskim poziomie. Rozwiązanie mało prawdopodobne z trzech powodów. Po pierwsze – niepewna sytuacja ekonomiczna. Po drugie – trudność w nakłonieniu najlepszych na świecie, ponieważ zazwyczaj grają już w wielkich klubach, a Inter nie jest prawdopodobnie na tyle atrakcyjny by przekonać do gry u siebie takiego zawodnika. Po trzecie – z Handanoviciem nie jest na tyle źle, by szastać pieniędzmi, a klub może zatrudnić nazwisko o niższej reputacji produkując nowego, klasowego bramkarza. Jednocześnie, może spróbować modelu wprowadzania bramkarza do pierwszej drużyny, wypróbowanego już przez Juventusie przy zamianie Gianluigiego Buffona przez Wojciecha Szczęsnego w czaszach rządów Giuseppe Marotty. Pomimo, że Polak notował bardzo dobre występy w Romie do pierwszej bramki klubu z Turynu wprowadzany był stopniowo i powoli pomimo, że słynny bramkarz Juventusu podobnie jak obecnie Handanovic notował już gorsze występy.
Wejście w buty pierwszego bramkarza nie takie proste.
Historie Buffona i Handanovicia są niejako bliźniacze, co może spowodować, ze klub zdecyduje się wdrożyć podobny proces wymiany bramkarza w Interze, choć być może nie w takim samym stopniu. Należy pamiętać, że trenerem Juventusu w ówczesnym okresie był Massimiliano Allegri, który nie bał się rotacji na pozycji bramkarza numer 1. Antonio Conte dał się do tej pory poznać jako zwolennik przywiązania do konkretnych zawodników, choć sprowadzenie drugiego, dobrze rokującego bramkarza może sprawić, że koncepcja ta zostanie zmodyfikowana. Buffona i Handanovicia łączy także inna cecha – obaj doskonale znają się/znali się ze swoimi partnerami z linii obrony, co ułatwia budowanie szczelnej defensywy. Nawet jeśli Słoweniec nie jest już w najwyższej formie to nie należy zapominać o zbudowanym zgraniu i komunikacji z Milanem Skriniarem czy Stefanem De Vrijem – czyli cesze, której nowy bramkarz nie posiądzie od razu.
Zwrócić uwagę powinno się również na inny istotny aspekt – niezależnie od tego, kto trafi do bramki Interu najmniej powinniśmy martwić się umiejętnościami czysto bramkarskimi. Każdy z potencjalnych następców Handanovicia wymienianych w mediach wydaje się mieć odpowiednie cechy by podołać wymaganiom klubu i każdy z nich powinien być w stanie je rozwijać. Największym problemem przy przenosinach z klubu mniejszego do większego jest odnalezienie się w sytuacji w której cel jest jeden – zwycięstwo za wszelka cenę. Kiedy grasz w zespole aspirującym do tytułu masz rzadszą okazję do interwencji niż w klubie, który walczy o cele mniejsze. Tym samym – bramkarz poza reakcją w fazie bronienia musi brać czynny udział w atakowaniu. Co gorsza, w słabszych zespołach mniejszą wagę u bramkarzy przywiązuje się do gry nogami – przez co często tacy zawodnicy trafiając do dużego klubu nie potrafią rozwinąć tej cechy od razu – co negatywnie odbija się na pozostałych umiejętnościach, ponieważ nie mogąc sprostać oczekiwaniom trenera, bramkarz traci pewność siebie i zaczyna popełniać błędy, których robić nie powinien. Dzisiejszy futbol rozwinął się tak bardzo, że nawet goalkeeper musi posiadać odpowiedni przegląd gry i umiejętność gry nogami. Nie inaczej jest u Antonio Conte, gdzie często Samir Handanovic jest uruchamiany przez obrońców i czynnie uczestniczy w wyprowadzaniu piłki z własnego pola karnego.
Podobne wymagania Handanoviciowi stawiał również Luciano Spalletti. Słoweniec długo rozwijał tą cechę i obecnie stoi ona na wysokim poziomie. Podobne wyzwanie czeka przed potencjalnym nowym bramkarzem – może minąć trochę czasu zanim sprosta on oczekiwaniom trenera. Posiadanie mentora i doradcy, a niekiedy bramkarza wyjściowego składu, który pozwoli odetchnąć nowemu nabytkowi w przypadku niepowodzeń jak Handanovic wydaje mi się być niezbędne.
Wybór wcale nie oczywisty.
Trudno jest mi napisać coś odnośnie wymienianych przez media kandydatur dotyczących nowego bramkarza. Najczęściej padają nazwiska Alessio Cragno, Juana Musso, Matiasa Silvestriego i Rui Silvy. Pierwszych trzech okazję oglądać miałem, natomiast ostatniego nie znam wcale. Jeśli mam być szczery – wybór w żaden sposób nie będzie dla mnie oczywisty.
Samir Handanovic zawsze wydawał mi się oczywistym następcą Julio Cesara. Obecnie nie mam sprecyzowanego kandydata, ale liczę na jedno – niezależnie od tego, kto to klubu trafi, musi zostać obdarzony bardzo dużym kredytem zaufania – ponieważ moim zdaniem żaden z wymienionych przeze mnie zawodników nie jest w 100% gotowy na bycie podstawowym bramkarzem Interu. Wyzwanie, które czeka nowego goalkeepera będzie kosztowało go wiele ciężkiej pracy, w którym posiadanie wypracowanych mechanizmów defensywy i Samira Handanovicia może okazać się istotne dla sprawnego przeprowadzenia procesu zmiany bramkarza Interu numer 1.
Komentarze (29)
Niezależnie na kogo trafi, powinien dostać swoją szansę Radu, bo nagle może sie okazać że my wcale nie musimy kupować bramkarza.
Na wielki transfer szkoda i brak środków. Marzeniem Dragowski- Polak i odpowiedni charakter do liderowania. Na pewno nie ma sensu szukać wynalazków z innych lig, tym bardziej, ze Handa nadal będzie chciał pewnie powalczyć o skład w przyszłym sezonie.
Inter zawsze słynął z bardzo dobrych bramkarzy i mam nadzieję że to się nie zmieni.
Nie wiem po co na siłę szukać bramkarza gdzie indziej. Musso czy Cragno już teraz nie są lepsi niż Radu (odnosząc się do jego dyspozycji kiedy grał), a jednak Rumun bardziej perspektywiczny, nic nie będzie kosztował i to jest nasz człowiek, z naszego środowiska, bo on dojrzewał w juniorskich ekipach Interu.
To, że Radu świetnie gra nogami widać było na boisku, a ci nasi od szkolenia młodzieży wielokrotnie go za to chwalili mówiąc, że nogami gra na poziomie pomocnika.
Co do kandydatów to widziałem kilka razy Musso i mnie nie przekonuje. O Cragno i Silvestrim nie mam zdania.